Złoty Las Marzeń. Tu wszystko jest możliwe

Złoty Las marzeń- tu wszystko jest możliwe...

Ogłoszenie

"zamknij oczy. Zamknij oczy, one nie pozwolą Ci zobaczyć nic. Otwórz umysł, otwórz szeroko. Stań i powiedź mi co widzisz" powiedz zaklęcie i oddaj się mu... I wejdź do Lasu, przyjacielu *** czekamy na warze propozycje rozbudowy lasu:D

#1 2008-04-27 13:46:30

Galadriela

Pani Lasu, Pani Światłości, Biała Pani

Zarejestrowany: 2007-08-12
Posty: 171

Tylko słowa

Początkowe obawy szybko minęły. Choć każdy w mieście zdawał się słyszeć o Białej Wiedźmie z Lorien były to przeważnie tylko legendy. Przeróżne, z reguły nieprawdziwe. Lamare przekonała się szybko, że nikt tak naprawdę nie wie, jak owa Galadriela wygląda. Ucieszyło ją to, gdyż znacznie ułatwiło sprawę poruszania się po Stanford. Przez kilka pierwszych dni od przybycia, nie rozstawała się z dawną Mistrzynią. Spacerowały i rozmawiały. Niełatwo było opowiedzieć, co działo się z nią przez osiem tysięcy lat życia. Wreszcie zdecydowała się też opowiedzieć o problemie z Wampirzycą Mistrzyni słuchała cierpliwie, od czasu do czasu kiwając tylko głową.
- Stworzyłam sobie świat, gdzie miałam być szczęśliwa. Ale nawet tam, w Lorien, szczęśliwa nie jestem. Nawet tego kawałka ziemi nie jestem w stanie uchronić przez złem. Uchronić przed…światem. Więc, gdzie jest moje miejsce, Mistrzyni?
Mistrzyni uśmiechnęła się ciepło i odrzekła.
- Nie bywają szczęśliwymi ci, którzy sami sobie nie chcą pozwolić na szczęście – zatrzymały się i Mistrzyni położyła jej rękę na sercu. – Szczęście musi urodzić się tutaj, a jeśli się tak stanie poniesiesz je ze sobą wszędzie – to rzekłszy odeszła i Biała Pani z Lorien została sama.

    Przyglądała jej się od dłuższego czasu. Jej oczy miały brązowa barwę. Czarne włosy rozwiewał wiatr. Stały do siebie plecami. Tak podobne, a jednocześnie tak niepodobne. Ale, kiedy tak na nie patrzyła doskonale rozumiała sens zdania, że w podobieństwie spotykają się różnice. I nagle Czarna szybko odwróciła się plecami do Białej.
http://www.vpx.pl/up/20080427/20926129f678713591554e1bcc4b46795ba13a197555.jpg
Ta nawet nie drgnęła, kiedy Czarna wyciągnęła miecz. Jej oczy dziwnie się śmiały. A teraz umrzesz, wyrzekła. Zielony promień i Galadriel otworzyła oczy. Było jeszcze ciemno, cały zamek spał. Usiadła na łóżku i zaczęła gorączkowo myśleć. Czy ten sen oznaczał, że w Lorien dzieje się coś złego? Na pewno. Przez chwilę była gotowa natychmiast wyruszyć w drogę powrotną. Ale gdy już wstała z łóżka, by w pośpiechu się spakować, szepnęła do siebie: Nie. Tym razem Złoty Las musi sobie poradzić sam. Matka wspiera swe dzieci jak może, lecz jeśli nie pozwoli im upadać, nie nauczą się wstawać po upadku. Nie, teraz w Lesie nie ma Pani Drzew. Tym razem niech mieszkańcy liczą na siebie. Tylko na siebie. Zbyt długo zawierzali mocy Lady of Light. Niech sobie przypomną jak wielką mają w sobie siłę.
    Zeszła na błonia. Młoda Elfka zawsze zbiegała o świcie na trawnik przez zamkiem, by tańczyć w świetle wschodzącego słońca i mgły. Na długo przed tym, jak stworzyła Lorien, na długo przed tym, jak bogini Vardzie znudziło się budzić dzień i obarczyła tym złotowłosą Elfkę z Lorien, czyniąc z niej Panią Światłości. Widzi młodą Elfkę. Tańczącą, roześmianą i szczęśliwą. Wyobrażającą sobie, cóż za dziwne kształty kryją się we mgle. Słońce wschodzi, oświetlając jej twarz złotymi, ciepłymi promieniami. Jeszcze ich losy nie są ze sobą powiązane. Są dobrymi przyjaciółmi, to prawda. Wspomina, wraca… z trudem. Wchodzi do zamku po kamiennych stopniach. Przechodzi przez taras, lekko popycha szklane drzwi. Wchodzi do ogromnej sali. I tu wdarły się już pierwsze promienie słońca. Oświetlają kolumny i kolorową posadzkę. Drobinki kurzu tańczą w powietrzu. Przechodzi na środek sali. Jej kroki odbijają się echem. W górę, wracając do niej zwielokrotnione. Oto stoi na środku sali. Na podłodze, ułożono z mozaiki przepiękną i ogromną mapę świata. Są wszystkie kontynenty. Zaznaczono nawet w przybliżeniu, gdzie mogą znajdować się Elfie Wyspy Szczęśliwości. I nagle, przez moment ma pod sobą cały świat.
http://m.onet.pl/_m/46ef6d7be2eb482b084f446e13f1ecbd,10,1.jpg
Śmieje się. Jak niewiele potrzeba, by zawładnąć światem. Stanąć na środku parkietu sali balowej. Zawładnąć światem jednego pokoju, światem własnego życia, które właśnie przed właścicielem zdaje się mieć tajemnic najwięcej. Śmieje się i kłania niewidzialnemu partnerowi. A potem zaczyna się mistyczny walc. Taniec ponad światem. Zamyka oczy i wiruje. Wyobraża sobie, jak mogło być, myśli jak jest, wspomina, co było.
- Galadriel – słyszy, wraca.
Na mapę świata pada cień. Łączy się z jej cieniem. Odwraca się. Mruży oczy, by wydobyć z pamięci zapomniane obrazy. Przed nią stoi człowiek. Za młody, by mogła go znać. Zbyt znajomy, by mógłby być jej obcy.  Syriusz. jedno słowo, które zawierało w sobie kiedyś cały świat. Taka przyjaźń, która się nie zdarza. Taka przyjaźń, która zdarza się jedynie między istotami, które łączą słowa. Pod iloma drzewami przesiadywali czytając sobie nawzajem własne opowiadania. Inni nawet wśród innych. On chciał zmienić istniejący świat. Ona chciała stworzyć nowy. Po ośmiu tysiącach lat z górką wiedzą, że oboje przegrali. Więc dlaczego próbują wciąż na nowo? Nie wita go, nie jest pewna, co miałaby mu powiedzieć. Wybiera wiec opcję najprostszą. Rzuca się mu na szyje.
- Syriuszu, kochany… Co tu robisz?
Uniósł ją w powietrze i okręcił wokół własnej osi. Zafalowały złote włosy, zaszeleściła biała suknia. Zaśmiał się szczerze. Oczy też mu się śmiały.
- To samo co ty – odrzekł, ponownie stawiając ją na mapie świata, gdzieś w okolicach Białego Miasta, gdzie obecnie bez swej żony rezydował Król Poeta. – Wyruszyłem w podróż, a dobry duch wskazał mi drogę. Przyjechałem sobie powspominać.
    Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Spacerowali, śmiali się, rozmawiali. Wspominali dawne czasy, dawnych przyjaciół z grupy Mistrzyni. Zwiedzali dawne komnaty, które wyglądały tak, jakby czas się zatrzymał. Jak dawnymi czasy zadręczali Mistrzynię w godzinach konsultacji, gdy zmuszali ją, by czytała im swoje najnowsze teksy. Po jednym z takich spotkań, Syriusz zaśmiał się szczerze i rzucił:
- Lamare, pamiętasz co najbardziej lubiliśmy robić?
- Czytać książki – odparła bez wahania. – Ach, jaką tu mają bibliotekę!
Zaśmiał się.
- Zimno, maleńka. Myśl dalej.
Galadriel zamknęła oczy. Najprostszy sposób, by wróciły wspomnienia. Drzewo, na którym wspólnie przesiadywali. Godziny ciszy, gdyż każde czytało własną książkę. Niby razem, ale każde w innym świecie. A potem nagle trafiła na właściwy trop. Stajnia, siodłanie, pośpieszne wyprowadzanie. Zawsze pomagał jej wsiąść, jednym sprawnym ruchem umieszczając „swoją drobinkę” w siodle. A potem to już tylko długie przejażdżki. Naprawdę długie. Wyjeżdżali o świcie, a wracali gdy słońce chyliło się ku zachodowi.
- Konie – stwierdziła krótko.
Kiwnął głową. Oczy mu się śmiały. Rozumieli się bez słów.
    Wbiegła do stajni, zaglądając do wszystkich boksów. Wreszcie odnalazła Asfalota. Kiedy ją zobaczył zatańczył z radości. Dotknęła końskich chrapów.
- Jak się masz, przyjacielu? – tracił ją łbem w dłoń. Stary flirciarz. – Gotowy na przejażdżkę?
Asfalot zarżał głośno w odpowiedzi. Odsunęła zasuwkę i weszła do boksu. Wyczyściła go, wyczesała grzywę, usunęła bród spod kopyt. Asfalot stał cierpliwie, od czasu do czasu ciągnąc ją za sukienkę, domagając się pieszczot. Na koniec założyła damskie siodło.
- Maleńka?
- Idę – odkrzyknęła, wyprowadzając Asfalota z boksu.
    Czekał na nią przed stajnią. Jego czarny piękny ogier lśnił w słońcu. Pokiwała głową z uznaniem. Asfalot zarżał, wyczuwając dobrą zabawę. Syriusz podszedł do niej i splótł ręce w koszyczek. Zaśmiała się.
- Dziękuję, już się nauczyłam – odparła. – Nie jestem już tamtą bezradną dziewczynką.
Dłonie nadal pozostały koszyczkiem. Zaśmiała się i podała mu stopę. Szybko wwindował ją na siodło. Spojrzała na niego z wysokości, ale on tylko się uśmiechnął.
http://www.wdamskimsiodle.org/images/onas/agakoryl.jpg
- Może – odparł - Ale nadal jesteś moją dziewczynką.
Pokręciła głową z uśmiechem. Poprawiła suknię, w czasie, gdy on wsiadał na swego czarnego brytana, znacznie wyższego od Asfalota. Ruszyli z kopyta. Szybko znaleźli się poza bramami miasta. Puścili konie galopem. Ścigali się przez chwilę. Galadriel szybko zostawiła Syriusza w tyle.
- Wygrałam – zaśmiała się, zatrzymując Asfalota i odwracając się w siodle. Syriusz zrównał się z nią, śmiejąc się.
- Oczywiście – odparł. – Twój koń ma mniejsze obciążenie.
Zwolnili do stępa, pozwalając odpocząć koniom.
- To teraz opowiadaj – rzekł. – Jakie jest to twoje Lorien.
- Inny świat, wśród zawieruchy świata – odrzekła. – Piękna, nieśmiertelna kraina, wśród złotych liści szumiących uspokajająco. Miejsce, gdzie można by żyć długo i szczęśliwie… - rzekła, odwracając głowę, by na niego nie patrzeć.
Za dobrze ją znał.
- Teraz powiedz mi, gdzie jest „ale”, Lamare?
- Nigdzie nie można żyć długo i szczęśliwie. Można żyć długo, tak jak ja albo szczęśliwie. Niestety nie można długo i szczęśliwie –kopnęła Asfalota. Ten zagalopował ze stępa, pozostawiając Syriusza i jego czarnego brytana w tyle.
Syriusz jednak nie dał się zbyć. Czarny ogier podjął wyzwanie i wystrzelił do przodu jak strzała. Po chwili udało mu się dogonić Asfalota. Od uderzeń jego kopyt dudniła ziemia. Wyprzedził wierzchowca Lamare. Syriusz powstrzymał go jednak. Koń zatańczył pod nim niezadowolony. Stanął dęba. Mężczyzna poklepał go po szyi i rzekł do przyjaciółki.
- Wybacz mu, Lamare, nigdy nie znał swojego miejsca w szeregu.
Ta, którą zwali Białą Panią, a która poza Lorien wcale nią nie była, zaśmiała się szczerze.
- A ty, Syriuszu, czy kiedykolwiek znałeś swoje? – zapytała. Przypomniał jej się niestrudzony obrońca małej kruszynki piszącej kiepskie wiersze, ale świetne opowiadania. Kruszynki, która beznadziejnie jeździła konno. W dawnych czasach jeśli galopowali to dość wolno. Ale może właśnie wtedy miała większą frajdę niż dziś. Syriusz nie odpowiedział na pytanie.
Chwilę jechali w milczeniu. To Galadriel, zupełnie nieoczekiwanie dla samej siebie, przerwała milczenie:
- Zwą mnie królową. Niezameżną. Nie mam pana. Pewnie będę też bezdzietna. Przeznaczono mi jednak rządzić ludźmi. Czasami już nie wiem, skąd mam siłę, by sprostać tej potężnej wolności. Jestem ich królową. Jestem sobą… Staram się w tym wszystkim nie zgubić siebie.
Spojrzała na niego przelotnie. Kiwnął głową, by kontynuowała.



    Wampirzyca szybko się spakowała. Może za szybko. Wampir oświadczył, że to fatalny pomysł, ale ona nie słuchała. Trudno. Jeśli nie chciał iść z nią, musiała go zostawić. Może nawet ich drogi się rozchodzą. Wzruszyła ramionami. Każdy kto nie był z nią, był przeciwko niej. Opuściła swe drzewo i skierowała się w stronę Drzewa Opiekunki Lorien. Szybko dotarła na polanę. Nie umknęło jej uwadze, że woda w fontannie z jednorożcem ściemniała. I dobrze, pomyślała. Teraz panują tu inne porządki. Wspięła się po srebrnych schodach. Minęła te wszystkie beznadziejne rzeźby. Piękne Afrodyty, wszystko pod linijkę, poukładane. Wszytko takie, jak ona. Poprawne aż do niemożliwości. Wampirzyca poczuła mdłości.
- Undomiel Evenstar – krzyknęła, a echo poniosło jej głos do najdalszych komnat. Usłyszała kroki. Głuche, potem coraz bliższe. Wreszcie ustały.
- Słucham cię, jaśnie pani. W czym mogę ci służyć?
- Daruj sobie te gadki – warknęła Wampirzyca. – Wynocha mi stąd, ale już! – wyczuła zmieszanie, promieniujące od Undomiel. Zaśmiała się. – Czyżbyś nie zrozumiała? Od dziś jesteś bezdomna. To drzewo jest domem Opiekunki. JA JESTEM OPIKUNKĄ – Wampirzyca stuknęła różdżką w podłogę. Rozległo się głuche echo. A potem długą, białą różdżką wskazała Undomiel drzwi. Z końca różdżki trysnął snop iskier. Perła oderwała się, potoczyła się po posadzce i sczerniała.
Miała nadzieję, że Undomiel wyciągnie broń, że będzie próbowała ją zaatakować. Wtedy miałaby pretekst, by użyć pierścienia i raz na zawsze zniszczyć filuterny uśmiech małej dziewczynki. I nie byłoby już Evenstar. Ale Undomiel nie była Aryą Szpiczastouchą. Potrafiła nad sobą doskonale panować. Pokłoniła się jedynie i rzekła:
- Jak sobie życzysz, jaśnie pani – rzekła i skierowała się ku wyjściu. Wampirzyca usłyszała jedynie, jak schyla się, by podnieść perłę. A potem odeszła.
    Undomiel szła wolno przed siebie. Zastanawiała się, co zrobić. Wiedziała, że najlepiej byłoby nic nie robić. Ale czy naprawdę tego oczekiwała od nich Galadriel? Czy naprawdę sądziła, że gdy Arya dowie się o zajęciu przez Wampirzycę drzewa Opiekunki nie pobiegnie tam z chęcią mordu? Undomiel westchnęła i weszła po schodach. zapukała do drzwi.
- Proszę!
Arya siedziała na podłodze i drapała pod brodą smoka, który wsadził głowę poprzez liście i teraz zajmował sobą prawie połowę komnaty. Arya ucieszyła się na widok Evenstar.
- Niechaj dobre duchy zawsze ci sprzyjają, Gwiazdko – przywitała ją.
Undomiel zasiadła w fotelu i wyciągnęła nogi przed siebie. Zaśmiała się.
- Szpiczastoucha, przygarnij mnie. Od dziś jestem bezdomna – stwierdziła, kładąc na stole czarną perłę.

      
- Któż sprosta bowiem pani, która przysłania sobą cały świat? Bo widzisz słowa nawet gdy piękne… to tylko słowa. Galadriel, wielka Pani, wspaniała Królowa. Ponad wszystkim. Ponad wszystkimi. Rzekomo nieugięta, niezniszczalna. Kochają ją – Lamare zaśmiała się gorzko. – Tak… owszem… kochają – pokręciła głową. – Swoją królową, która zrobiłaby dla nich wszystko. Tylko kto spojrzy tak, by nie patrzeć na królową? Kto pokocha ją dla niej samej? Za to, że jest sobą? Powiedziałeś mi kiedyś, że rodzimy się dla siebie każdego dnia… Ja odradzam się każdego dnia na nowo dla innych ludzi. Ale nie dla siebie samej. Już nie wierzę w to, że ktoś będzie potrafił pokochać… Lamare. Nie wierzę, że ktoś ją dojrzy. Bo gdybym obiecała komuś dzielić z nim każdy sen czy potrafiłby uwierzyć w taki nierealny gest? A co gdybym późno w nocy przysięgała, że jest dzień, jeden z tych ciepłych co od słów ważniejsze są…Czy umiałby uwierzyć w taki niebanalny zmierzch?
Wyrzuciła to z siebie jednym tchem i czekała co powie. Ale on tylko milczał. Tak długo milczał, iż zdawało jej się, że milczenie jego jest wiecznością.  Ale wreszcie rzekł:
- Lamare, słowa nawet gdy piękne… to tylko słowa. Gdybyś powiedziała to osiem tysięcy lat temu…
Zaśmiała się smutno.
- Osiem tysięcy lat temu miałam nadzieję – odrzekła. – Teraz już jej nie mam.
Spojrzał na nią z wyrzutem. Naprawdę nie rozumiała czy nie chciała zrozumieć? Długo się zadręczał. Może ona naprawdę nie wiedziała. Ale jak mogła nie wiedzieć? Doprawdy jak mogła nie zauważyć? Przecież musiała. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Cóż miał jej odpowiedzieć? Chyba tylko prawdę.
- Naprawdę nie widziałaś? – zapytał.
Zdziwiła się. Zebrała wodze Asfalota. Jednorożec machnął łbem.
- Co miałam widzieć? – zapytała zdezorientowana.
- Kochałem cię. Kochałem – uderzył konia piętami. Hebanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko zostawił Asfalota w tyle. Nie goniła go. Nie było czego wyjaśniać. To były proste słowa.


Powiedz mi o czym marzysz, powiem Ci kim jesteś... Co widzisz w moich oczach?


http://gfx.filmweb.pl/ph/10/65/1065/46851.1.jpg

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.rozyny-info.pun.pl www.jumpstylepiekary.pun.pl www.narucio.pun.pl www.jestem-mscicielem.pun.pl www.feralheart-super-gierka.pun.pl