Złoty Las Marzeń. Tu wszystko jest możliwe

Złoty Las marzeń- tu wszystko jest możliwe...

Ogłoszenie

"zamknij oczy. Zamknij oczy, one nie pozwolą Ci zobaczyć nic. Otwórz umysł, otwórz szeroko. Stań i powiedź mi co widzisz" powiedz zaklęcie i oddaj się mu... I wejdź do Lasu, przyjacielu *** czekamy na warze propozycje rozbudowy lasu:D

#1 2007-09-23 22:48:12

Galadriela

Pani Lasu, Pani Światłości, Biała Pani

Zarejestrowany: 2007-08-12
Posty: 171

"Moja krew, twoja krew... nasza krew"

Pani Mieczy potraktowała swoje zadanie bardzo poważnie. Już od  drugiej chodziła po pokoju. Wiedziała, że nie może zasnąć. Asfalot miał się pojawić pod jej drzewem o czwartej, ale Arya postawiła sobie za punkt honoru, iż niczego nie zepsuje. Miał być to jej pierwszy raz. Jeszcze nie zaczęła, a już była zmęczona. Przyszło jej do głowy, że tak wyglądał każdy dzień Pani. Czy ona tez bywała zmęczona?
    Arya zeskoczyła z gałęzi, dokładnie w momencie, kiedy na polanę wbiegł Asfalot. Wojowniczka zmrużyła oczy. Cały jaśniał nieziemskim światłem, rozpraszając mrok dookoła. Zupełnie tak jak Śmierć w jej śnie. Pani mieczy wzdrygnęła się mimowolnie. Asfalot zatrzymał się przy niej. Rzucił grzywą o kolorze perły. Arya spojrzała w bursztynowe oczy, jak wschód słońca. Pogłaskała jednorożca po pysku.
http://img227.imageshack.us/img227/3193/elvelka5861af.jpg
- Też za nią tęsknisz?
- A ty coś myślała? – usłyszała w swych myślach.
Pierwsza Powierniczka Flakonu odskoczyła zdziwiona.
- Ty gadasz! – krzyknęła.
- Oczywiście. Latam, gadam, pełny serwis. Tyle, że zwykle rozmawiam tylko z nią. Ale teraz jej już nie ma…
- Nie waż się tak mówić! – zdenerwowała się Arya. – Ona wróci.
- Wróci, nie wróci. Tego nawet ona nie wie. Wskakuj mamy robotę. Obiecuję, że nie zapomnisz tej przejażdżki do końca życia.
Arya nie bez problemów wdrapała się na grzbiet Świtu.
- Wystarczy mi, ze wrócę żywa, by się dalej tym życiem cieszyć – stęknęła. – Ale ja nie wiem, co mam robić.
- Na razie tylko się trzymaj – usłyszała w myślach. Asfalot stanął widowiskowo dęba, A Arya o mały włos nie zsunęła mu się z grzbietu. W ostatniej chwili przytrzymała się perłowej grzywy.
    Jednorożec ruszył z kopyta. Świat spowity mrokiem umykał spod jego kopyt w szaleńczym pędzie. Arya, choć wytężała wzrok nie mogła dostrzec nic znajomego. Nie, inaczej. Wszystko było jednym niesamowitym pędem. Jednym żywym, poruszającym się kolorem. Wreszcie po chwili szaleńczego galopu, koń zatrzymał się na polanie, której Arya nie znała. To, co mogła teraz oglądać, zaparło jej dech w piersiach. Oto, kilka kroków od niej, na środku polany rosły dwa Drzewa. Jedno wysokie i strzeliste miało liście i kwiaty w kolorze złotym. Drugie było jego bliźniakiem lecz liście jego i kwiaty miały kolor srebrny. Dookoła panowała niczym niezmącona cisza. Jakby cały Las zasnął w jednej chwili i miał się obudzić dopiero gdy dokona się… No właśnie, co?
- Ja… - Arya po raz pierwszy od wczorajszego popołudnia, kiedy Pani usnęła pozwoliła sobie na łzy. – Ja nie wiem, co mam robić.
- Zerwij jeden złoty kwiat – powiedział jednorożec.
    Arya zsunęła mu się z grzbietu. Podeszła do Drzewa i zerwała jeden z cudownych, złotych pąków. Ten, natychmiast, gdy poczuł ciepło jej dłoni, otworzył się. Arya zamknęła oczy, ale po chwili wzrok przyzwyczaił się do niezwykłego blasku. Ponownie wsiadła na Asfalota. Ten natychmiast ruszył przed siebie. Arya odkryła ze zdziwieniem, że drzewa rozwidlają się i nagle wgalopowali na kamienistą drogę, pnącą się w górę i niknącą wśród chmur.
http://img443.imageshack.us/img443/8914/mk1003ex7.jpg
Pani Mieczy pomyślała, że gdzieś tu ukryła się przed ich wzrokiem Galadriel. Znalazła sobie jasne, błękitne okno i siedząc na parapecie spogląda na nie z zaciekawieniem. A jej twarz jest równie nieprzenikniona, co zawsze. Nie wiadomo czy się cieszy… czy może…smuci.
    Jednorożec miał rację. Wrażenie było niesamowite. Na jego grzbiecie galopowała po nieboskłonie. Nawet nie wiedziała, kiedy wyrosły mu skrzydła. Uderzał nimi spokojnie. Niosąc ją ponad światem. Była teraz wyżej, niż kiedykolwiek do tej pory. Była teraz wyżej niż ktokolwiek inny. Była wędrowcem w morzu chmur. Gdy wyciągnęła dłoń, mogła ich dotknąć. Przypomniała sobie, iż Lady of Light powiedziała jej kiedyś, że uważa chmury za mgłę stworzoną z marzeń. Arya przesuwając po nich rękę stwierdziła, że Pani się nie myliła. Chmury to była mgła powstała z marzeń. Zmaterializowane marzenia.
- To teraz wypuść kwiat - polecił.
Arya wykonała polecenie. Mrok zafalował a potem ustąpił. Arya zobaczyła jak na lini horyzontu rozmywa się i oto, oblały ją pierwsze promienie słońca. Bo ciemność jest tylko brakiem światła, przypomniała sobie. Jest ciemno tylko dlatego, że nie ma Światła, nie ma Pani, ale ona wróci. Obudzi się, kiedy Hobbit wrzuci Jedynego w odmęty Góry Przeznaczenia.
http://img515.imageshack.us/img515/6378/magicland1js3.jpg
    Wrócili ta samą drogą. Kiedy Asfalot zatrzymał się na polanie pod Drzewem Lady of Light, pierwsza myślą wojowniczki było natychmiast pójść spać. Natychmiast odespać. Ale przyszło jej także na myśl, że Pani Drzew, by tego nie zrobiła. Postanowiła więc sprawdzić jak radzi sobie Gwiazda nad Gwiazdami.
- Zapewne lepiej niż ja – pomyślała. – Przecież to urodzona królowa.
    Weszła po stopniach. Zastała Undomiel siedzącą na białym tronie Pani. Tyle, że teraz tron stał nie na szczycie schodów, a u ich podnóża. Obok niego postawiono drugi, identyczny. Widząc ją, Evenstar wskazała właśnie na ten drugi, teraz pusty tron.
- Ten jest twój – powiedziała zwięźle.
- Czyś ty oszalała? – wycedziła Arya. – Przecież ona wróci! Wróci, słyszysz!? – Pani Mieczy spojrzała w oczy Undomiel. – Nie możesz… nie wolno ci…
Undomiel wstała. Oczy jej pałały gniewem.
- Owszem, dostałam jej pozwolenie i ty też… Więc bierz się w garść i przeprowadzaj do mnie. I od dziś czy chcesz czy nie, płaszczysz tyłek na tym tronie, młoda.
Aryę zapowietrzyło. Cofnęła się o krok, jakby Evenstar była trędowata.
- Dla ciebie jej już nie ma, prawda? – wojowniczka zakryła sobie uszy. – Nie mów, nie chce tego słuchać. Ani się waż tego powiedzieć! – Arya krzyczała, płacząc. – Bo, bo, bo jeśli to powiesz… to ja cię zabiję!
    Arya cała się trzęsła, patrząc przez łzy na Undomiel Evenstar. Stała zaledwie kilka kroków od niej. Undomiel była niższa od Szpiczastouchej, a jednak znacznie wyższa. Jej strój, granatowa suknia, z długimi rozszerzanymi srebrnymi rękawami, odpowiadał jej imieniu. Undomiel-  Pani Zmierzchu.
http://img.stopklatka.pl/film/04000/04037/g-26.jpg
Każdy jej ruch, każde spojrzenie, każde słowo i gest świadczyły o dostojności. Ona była królową, ona była panią i największą czarodziejką. Ale cokolwiek by nie zrobiła nigdy nie zastąpi Pani Drzew. Nigdy nią nie będzie. A jednak. Ona i tylko ona może zając jej miejsce. Szpiczastouchej ugięły się nogi, kiedy pomyślała, że oto patrzy po raz pierwszy na nową Panią Lorien. Bo Dzień odszedł ze Złotego Lasu. Nastało panowanie Zmierzchu.
- Powiedz to, a cię zabiję – powtórzyła przez zęby Arya i cofnęła się, byle dalej od dwóch białych tronów.
Sądziła, że Undomiel ją skrzyczy. W innych okolicznościach pewnie wyciągnęłaby nawet miecz, ale chwilowo nie miała go przy sobie.  Czarodziejka zrobiła jednak coś, czego Arya zupełnie się po niej nie spodziewała. Podeszła do wojowniczki i mocno ją przytuliła. Chwilę trwały w uścisku, wreszcie Undomiel Evenstar szepnęła:
- Damy radę, Pani Mieczy. Ona powiedziała, że damy, więc jak może być inaczej?
Arya odpowiedziała uśmiechem. Undomiel wyczarowała i podała jej chusteczkę. Potem nic już nie mówiąc, wyminęła Szpiczastouchą i zbiegła po stopniach Drzewa Pani. W biegu zmieniła strój. Nie była już królową. Teraz była wojowniczką, czarodziejką. Nie nosiła jednak, jak Arya, zbroi. Undomiel do walki zakładała coś na podobieństwo stroju jeździeckiego o kolorze kory starego drzewa, tak, że wśród niektórych drzew, tych o brązowej korze, nawet najbardziej bystre oko miało problem, by ją dostrzec. Będąc już na dole, na polanie, Evenstar krzyknęła przez ramię:
- A przeprowadzkę przemyśl. Byłoby nam raźniej.
    Całą resztę dnia Pani Zmierzchu spędziła jeżdżąc po Lesie. Wypatrywała zagrożeń, wsłuchiwała się w mowę wiatru. Śledziła trole, tworzyła własne czary. Kilka razy na próbę otwierała i zamykała pierścień połączonych ze sobą czarów, które chroniły Lorien. Niegdyś dzięki nim nikt nie wszedł do Lorien ani nie wyszedł z niej, bez zgody i wiedzy Pani Galadriel, choć sami zainteresowani zapewne o tym nie wiedzieli. Teraz Evenstar stwierdziła ze zdziwieniem, że czary się przemieniły. Wszystkie czekały na jej rozkazy. Oto teraz ona była Panią Bramy Elfów.
    Kiedy po wielu godzinach Undomiel wróciła na polanę, Arya już na nią czekała. Siedziała na stopniach prowadzących do wnętrza Drzewa Pani. Wojowniczka wyciągnęła nogi przed siebie i zabawiała się uderzając jednym butem o drugi. Undomiel usiadła obok niej.
- Zmęczona? – zagadnęła wesoło.
- Ja… Kpisz, czy o drogę pytasz? Czuję się świetnie – podjęła grę Arya.
Obserwowały jak praca wykonana przed chwilą przez Panią Mieczy zaczyna być widoczna w Lesie. Powoli Zmierzch swą szarością gościł się wśród złotych liści. Niczym kot, rozkładał się wygodnie na trawie, mrucząc dostawał się do najodleglejszego miejsca w Lorien.
- Padam z nóg – przyznała czarodziejka.
- Ja bym padła, gdybym je czuła – Arya wytrzeszczyła do niej zęby w uśmiechu.
- Myślę, że ona wiedziała, że to wszystko tak się skończy, że się do tego przygotowywała… - rzekła Undomiel.
Arya wytrzeszczyła oczy.
- Czyś ty oszalała do szczętu? – syknęła. – Nie, na pewno nie wiedziała. Nie mogła wiedzieć. Inaczej byłaby szalona, że z nim nie odeszła… Nie, na pewno nie wiedziała. Stanowczo.
Undomiel westchnęła.
- W końcu to Galadriel – powiedziała tylko jakby to miało wszystko tłumaczyć. Po chwili ciszy dodała jeszcze. – A ja ci mówię, że mimo, iż śpiąca Lady of Light jeszcze nas zaskoczy. - Musisz się zdobyć na ostatni wysiłek – stwierdziła Evenstar wstając i podając rękę Aryi. – Chciałabym ci coś pokazać.
    Czarodziejka i Pani Mieczy przeszły przez polanę. Minęły fontannę, której wody szemrały cicho, uspokajająco. Po kamiennych stopniach zeszły do kotliny, gdzie Galadriel miała swój ogród. Minęły posągi, w których dłoniach paliły się talerze z ogniem. Wszyscy wyglądało niesamowite. Trochę strasznie, a trochę fascynująco. Nie było już jednak Pani, aby pielęgnowała swoje rośliny. Nie miał im kto w płatki szeptać czułych słów, czarownych zaklęć. Odkąd Galadriel odeszła nie wyrosło ani jedno nowe drzewo. Wszystko zdawało się spać tak jak ona. Polana dookoła Zwierciadła pokryła się dywanem złotych liści. Na kamiennym stole stała misa i srebrzący się w mroku ogromny dzban. Undomiel bez śladu lęku na twarzy chwyciła go i podeszła do strumienia. Potem przelała wodę. Kiedy ta się uspokoiła, Undomiel mocnym rozkazującym głosem rzekła:
- Wiem, że się nie lubimy, ale choć raz… ten jeden raz pokaż mi to, co chcę zobaczyć!
Zwierciadło pozostało niewzruszone. Pozostało misą napełnioną po brzegi wodą. Undomiel oparła się o kamienny stół i spuściła głowę. Szpiczastoucha podeszła do niej i położyła rękę na ramieniu.
- Nie ma już Neny, Pierścienia Wody, Evenstar. Teraz… to beznadziejne. Wracajmy, zimno już.
    Evenstar spojrzała Aryi w oczy i kiwnęła głową. W tym momencie Zwierciadło zafalowało i zalśniło. Kiedy się uspokoiło w tafli wody Arya i czarodziejka zobaczyły twarz Galadriel. Siedziała po turecku na małym, niewygodnym na oko łóżku i czytała książkę. W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem i do pokoju niczym wiatr wtargnęła Evenstar.
- To beznadziejne – usłyszały jej głos. Sprężyny skrzypnęły, kiedy opadła na lóżko. – Ruszajmy, co my tu jeszcze robimy, Lamare? To miejsce to, to… kostnica.
- Chcę się czegoś nauczyć, Gwiazdko. Tak trudno to zrozumieć? Chcesz podróżować, ale co nam po podróży, kiedy już za pierwszym zakrętem ktoś nas ukatrupi? – Lamare nawet nie podniosła oczu znad książki. – Poza tym jeśli chcesz, ruszaj. Wsiadaj na konia i galopuj przed siebie. Bez planu, bez celu… Po prostu, tak jak robisz wszystko… Spontanicznie. Nie zatrzymuję. Bo może to właśnie czas żebyśmy się rozstały? Jeśli, tak jak mówisz, dusisz się tu, Gwiazdeczko, to jedź, proszę… Ale beze mnie.
Undomiel przewróciła się na brzuch.
- Ja cię obronię.
- Wiara w siebie to połowa sukcesu – przyjaciółka ciągle nie podnosiła wzroku, ale brwi podjechały jej mocno do góry, z czego Evenstar wywnioskowała, że powstrzymuje śmiech. - Jeśli jednak mam być szczera wydaje ci się, ze potrafisz więcej, niż rzeczywiście potrafisz…
- Ach tak? – Undomiel podskoczyła.
    Natychmiast stanęła na nogi i dobyła miecza. Uśmiechnęła się filuternie, wiedząc, że jej koleżanka jest zupełnie bezbronna.
- To teraz ci pokaże, jaka jestem świetna.
Lamare nawet nie podniosła wzroku, nawet nie szepnęła słowa. Wykonała tylko dziwny, krótki gest ręką, jakby ja komuś podawała, lekko przesunęła ją w przód. Miecz wypadł z dłoni Gwiazdy, nią samą mocno szarpnęło w tył i uderzyła o ścianę. Odbiła się od niej i lekko zachwiała. Dopiero teraz przyjaciółka odłożyła książkę na bok i spojrzała na Evenstar.
- Doprawdy? – zaśmiała się. – Właśnie widzę.
Arya zaśmiała się, oglądając te scenę. Pomyślała, że wtedy pokonałaby Undomiel Evenstar bez trudu. Cieszyła się, iż ma możliwość oglądać jak ktoś daje Undomiel Evenstar do wiwatu, jak rozkłada ją plackiem na ziemi, tak samo, jak ona nie raz, nie dwa czyniła to ze Szpiczastouchą.
- Ćwiczenie czyni mistrza – szepnęła Undomiel. Arya podziwiała ją. Dzieliła się swoją porażką bez urażonej dumy, po prostu. Ponownie pochyliły się nad Zwierciadłem.
    Undomiel stękając i rozcierając plecy, w miejscu gdzie uderzyła nimi o ścianę, ponownie usiadła na łóżku. Udawała, że jej to nie obeszło, ale Lamare widziała, że jest nieco naburmuszona. Po chwili milczenia Evenstar przygryzła wargę i zapytała:
- Czy to źle, ze nie chcę tkwić ciągle w jednym miejscu? Że chce żyć, a nie tylko istnieć?
Lamare usiadła bokiem, tak, że teraz patrzyła Gwiazdce prosto w oczy. Elfa powoli uczyła się wytrzymywać to spojrzenie. Przeszywające jak grot włóczni, wdzierające się aż do serca, do każdego zakamarku duszy. Spojrzenie jak dwa kawałki nieba, które zamieszkało w oczach Elfki o pszenicznych włosach. Uciekinierki, ale księżniczki. Undomiel pomyślała w tym momencie, że Lamare dokona kiedyś czegoś wielkiego. Przyjaciółka natomiast uścisnęła obie dłonie Gwiazdy.
- To nie jest źle Gwiazdko. Nie. Ja tylko chcę żebyśmy się czegoś najpierw nauczyły. Właśnie tu w miejscu, gdzie skupia się największa magia, największa potęga. Ciesz się, ze tu jesteśmy, że możemy się uczyć od najlepszych…
- Kiedy ja nie mogę! – stęknęła Undomiel – Serce wyrywa mi się z ciekawości, do tego świata za zakrętem drogi, do życia. Lamare, nie rozumiesz? Czy nie korci cię dowiedzieć się, gdzie on na ciebie czeka?
Przyjaciółka uniosła brwi w zdziwieniu.
- Kto?
- Och, no Książę z bajki. Nie ciekawi cię jaki jest? Jakie ma spojrzenie, kolor oczu, jak wygląda, jaką ma barwę głosu… Och, Lamare, chciałabym już to wiedzieć. Już go znać. Ale tymczasem on jest gdzieś tam, za zakrętem drogi, a ty mnie trzymasz tu na miejscu, nie każesz wyruszyć… Stoję w miejscu i już nie mogę.
- Nie zatrzymuję cię. Jak mówiłam, jedź,Gwiazdko.
W oczach Evenstar zalśniły iskierki złości.
- Mam cię zostawić? Czy już nie pamiętasz? – Undomiel chwyciła mocno dłoń Lamare i patrząc jej w oczy powtórzyła. – Moja krew, twoja krew… nasza krew…
- Wiesz co… - Lamare wpatrywała się w złączone dłonie. – Jesteś tak cudowną i wspaniałą osobą, że Los, Przeznaczenie… nazywaj sobie to jak chcesz już ci wybrał jakiegoś Księcia z bajki. I z całą pewnością będzie cudowny. Przystojny, miły, szarmancki, z poczuciem humoru. Spontaniczny, ale stanowczy. Będzie wiedział, kiedy słuchać, a kiedy mówić, że masz rację…
Undomiel zamknęła oczy.
- Mów, mów dalej…
- Ale myślę też, że jeszcze nie czas.
Gwiazda nad Gwiazdami wzdrygnęła się.
- Nieprzyjemne uczucie. Dlaczego to zrobiłaś?
- Ponieważ wierzę też, że na wszystko jest czas pod słońcem. Jest czas wojny i czas pokoju. Czas siania i czas zbierania plonów. Czas szczęścia, ale i czas rozpaczy. Jest czas narodzin, więc przyjdzie i czas śmierci. Jest czas Światła i czas Mroku.  Jest czas miłości…
- I czas cierpienia? – domyśliła się Gwiazdka.
Lamare wstała i podeszła do okna. Usiadła na parapecie i wpatrywała się w błękit za oknem. W nieskończoność niebios. Zieleń jej sukienki odznaczała się mocno na tle jednego z małych, jasnych błękitnych okien. Takich samych jak te w twarzy Galadriel. W jej oczach-jasnych, błękitnych oknach można było dostrzec wszystko, zależało tylko od tego, kto patrzył.
- Nie, Gwiazdko. Jest czas miłości i czas czekania na miłość…
- Ciekawa jestem jaki będzie twój Książę – zainteresowała się Undomiel.
Lamare uśmiechnęła się.
- Ale ja to już wiem, Gwiazdko…
- Co? – Evenstar wyglądała na lekko zszokowaną.
Lamare wstała i podeszła do drzwi komnaty, najwyraźniej postanowiła wyjść.
- Może kiedyś ci opowiem. Gwiazdko… daj mi czas umierania, dobrze? Zostańmy tu jeszcze jesień i zimę, dobrze? W czas życia, na wiosnę ruszymy, szukać twojego świata za zakrętem drogi.
Undomiel kiwnęła głową i wizja się skończyła.
    Chwilę milczały, stojąc nad spokojną teraz taflą Zwierciadła. Arya była bardzo wdzięczna Undomiel za tę wizję. Dzięki niej jeszcze lepiej poznała swoją ukochaną Białą Panią. Powoli odsłaniała się przed Aryą jej tajemnica, która jednak, Szpiczastoucha wyraźnie to czuła, nie odkryje się przed nią nigdy do końca. A jednak dzięki tej wizji Arya poczuła, że zna Lady of Light trochę lepiej i że Pani Lorien znów jest z nimi.
- Pewnie zastanawiasz się, dlaczego Ci to pokazałam – zaczęła Undomiel. – Może chciałam ci pokazać, że wcale nie jestem lepsza od ciebie, że też długo się uczyłam zanim doszłam do tego, kim jestem… A może dlatego, ze obie tak bardzo za nią tęsknimy i choć boimy się do tego przyznać czujemy się trochę jak dziecko we mgle w drodze do Nieśmiertelnych Krain… A może dlatego, że nadeszła jesień… Wiesz Szpiczastoucha, ona jesienią… zakrakał się do jej serca jakiś dziwny smutek, nieokreślony niepokój. I choć się śmiała, była inna. A potem wszystko przechodziło, tak jak przyszło, niespodziewanie. Jesienią ona bywała taka, jaka była Pani Lorien zanim ponownie spotkała Falkora. Wtedy, w jesienne, deszczowe, szare i brzydkie, melancholijne dni zawsze śpiewała pewną piosenkę. Żartowała, że dziwnie przypomina sobie o niej tylko jesienią, choć przecież bardzo ją lubi.
- Zaśpiewasz mi? – poprosiła Arya.
Evenstar kiwnęła głową. Zamknęła oczy, widocznie przypominała sobie melodię, a może słowa pieśni… A może próbowała sobie przypomnieć głos Pani? Tego narrator nie wie, a czytelnik, czy wie? Wreszcie po kotlinie popłynął jej głos, przypominający zmierzch, ale podobny również do szumu padającego deszczu:
- Piszesz mi w liście, że kiedy pada,
kiedy nasturcje na deszczu mokną,
Siadasz przy stole, wyjmujesz farby
i kolorowe otwierasz okno.
Trawy i drzewa są takie szare,
barwę popiołu przybrały nieba.
W ciszy tak smutno, szepce zegarek
o czasie, co mi go nie potrzeba.

Więc chodź, pomaluj mój świat
na żółto i na niebiesko,
Niech na niebie stanie tęcza
malowana twoją kredką.
Więc chodź, pomaluj mi życie,
niech świat mój się zarumieni,
Niech mi zalśni w_pełnym słońcu,
kolorami całej ziemi.

Za siódmą górą, za siódmą rzeką,
swoje sny zamieniasz na pejzaże.
Kiedy się wlecze wyblakłe słońce,
oświetla ludzkie wybladłe twarze.

Więc chodź, pomaluj mój świat
na żółto i na niebiesko,
Niech na niebie stanie tęcza
malowana twoją kredką.
Więc chodź, pomaluj mi życie,
niech świat mój się zarumieni,
Niech mi zalśni w_pełnym słońcu,
kolorami całej ziemi.

Evenstar umilkła. Jeszcze chwilę wsłuchiwały się w echa odbijające się od ścian kotliny. Wreszcie Undomiel powiedziała:
- Teraz wiem, że ona już wtedy myślała o miejscu takim jak Lorien. Miejscu dla Istot, które będą miały odwagę mówić, gdy inni będą milczeć ze strachu. O miejscu, gdzie Drzewa otulą wszystkie zranione serca, śpiew syren ukołysze skołatane myśli i poranione dusze. Miejscu, gdzie po prostu trzeba być szczęśliwym… Aryo, oto skończył się czas Światła. W Lorien nie ma już Pani Galadriel. Ona teraz śni. Zamieniając swe sny na pejzaże… Zaczął się czas Mroku. I musimy dopilnować, by Lorien go przetrwała.
Arya nie odpowiedziała. Nie potrafiła znaleźć dość uroczystych słów, kiwnęła więc tylko głową.  Gwiazda nad Gwiazdami uśmiechnęła się do niej promiennie.
- Daj mi rękę, Aryo – powiedziała.
Pani Mieczy podała jej swą dłoń. Undomiel ścisnęła ją mocno.
- Moja krew, twoja krew… nasza krew – Pierścienie zalśniły i oblały Elfki nieziemskim, białym światłem. Oto Czerwień i Błękit, spotkały się w bieli, bo tam łączą się wszystkie Kolory.
Elfki wróciły do Lasu i obie spędziły tę noc w komnatach Drzewa Pani Galadriel.

    Otworzył oczy. Wszystko było bardzo jasne. Wszystkie sprzęty spowijała jasność tak ogromna, że ludzkie oko, by tego nie wytrzymało. Co innego oko Elfa. Z przyjemnością patrzyło na blask, Miasta Światła. W Nieśmiertelnych Krajach, miejscu, gdzie wszystkie Drzewa były słońcem lub Księżycem. Miejscu, do którego dochodziły śpiewy Bogów, wciąż od nowa stwarzających świat. Miejscu, gdzie spotykały się wszystkie cudowności. A jednak nie potrafił być do końca szczęśliwy. Coś go dręczyło, było rysą na szkle jego nieśmiertelności.
    Weszła do pokoju cicho i bezszelestnie. Jak zawsze. Usiadła na łóżku, odszukała jego dłoń. Jeszcze patrzył w okno, ale będzie musiał odwrócić wzrok. Pochyliła się nad nim. Pachniała radością, deszczem i różami. Na chwilę nad jego twarzą zawisła kotara z jej długich, hebanowych włosów. Pocałowała go w policzek. Jednak trochę dłużej, niż miała do tego prawo.
http://img329.imageshack.us/img329/6493/elf4rp5.jpg
Teraz musiał się odwrócić i spojrzeć na nią. Była taka piękna, że niejeden śmiertelnik umarłby nie wytrzymawszy tego piękna.
- Dzień dobry – powiedziała głosem jak miód, uśmiechem jeszcze bardziej rozświetlając pokój. 
Odpowiedział i podniósł się. Usiadł, opierając się o poduszki. Chwilę, bez skrupułów wpatrywała się w jego twarz. Palcem przytrzymała podbródek, by móc spojrzeć w oczy. Potem bez słowa wsunęła mu coś w dłoń i wstała. Stanęła przy oknie, wpatrując się miasto tętniące życiem.
Obrócił w dłoni przedmiot. Butelka, mała kryształowa butelka z czerwonym płynem w środku. Nie rozumiał. Zmarszczył brwi.
- Co to jest? – zapytał.
- Ratunek – powiedziała. – Chcę ci pomóc.
- Pomóc w czym?
Odwróciła się od okna i spojrzała na niego. Długo, przenikliwie. Przypominała panterę. A potem roześmiała się perliście.
- W cofnięciu błędnej decyzji. Tam już nic nie ma. Byłbyś głupcem, gdybyś próbował tam wracać. Tam już nie ma nikogo z naszych, wszyscy odeszli. Wrócili tu, gdzie jest ich miejsce – zawsze kładła nacisk na TAM. -  Zostań, zostań tu, gdzie twoje miejsce, gdzie twój dom…, jeśli wrócisz, tam nie ma dla ciebie już nic, tylko śmierć…
- Nie wszyscy odeszli – zaprzeczył.
Zaśmiała się.
- Myślisz, że tak bym się pomyliła, panie? Nikogo z  naszych już tam nie ma… Jej także już tam nie ma – znów śmiech, krótki, ale piękny, hipnotyzujący. – Ona umarła. Umarła.
Wszystko w jego wnętrzu zadrżało. Pomyślał, że umiera, lecz spokojnie odpowiedział.
- Nie wierzę ci, kłamiesz…
- Ona umarła – powtórzyła. – Wiesz, że nie kłamię. Wyczułbyś to w moim głosie. Opuściła cię. Wybrała ten dziwny Las tchnący niepokojem, taki ciemny… Jak ona, wywodząca się z nas mogła tam mieszkać? Ale nigdy się nie rozumiałyśmy.
Ponownie podeszła do niego i napyliła się. Jej usta znalazły się przy jego uchu:
- A teraz jej już nie ma… Przestała istnieć… Rozproszyła się w Mroku, bo tym właśnie jest śmierć. Końcem istnienia. I nie ma już potem nic. Żadnych jasnych, błękitnych okien przez które można patrzeć. Tylko nicość, o której się nie wie, bo już się nie istnieje…
- Przestań – krzyknął, łapiąc ją mocno za nadgarstki. Ale ona tylko pokręciła głową z politowaniem.
- Myślisz, że cię kochała? Myślisz, że naprawdę cię kochała? Gdyby tak było, czy nie byłaby tu teraz zamiast mnie? – podniosła się. – Ale ja cię kocham i wiesz o tym od tylu tysiącleci… A w tej buteleczce jest dowód mojej miłości.
Milczał, więc kontynuowała.
- W owej buteleczce jest moc ludzi. My tutaj znaleźliśmy już sposób jak pozbywać się niewygodnej miłości… Jak przestać kochać…
- Co ty mówisz? – oniemiał.
- Daję ci wybór. Wypij to, a będziesz ją pamiętał, ale przestaniesz kochać. Będziesz mógł pokochać mnie, a ja pokażę ci miłość bez cierpienia, lepszą, mocniejszą… prawdziwą. Tylko to wypij.
Potem już bez słowa podeszła do drzwi. Otworzyła je, ale po namyśle jeszcze obejrzała się przez ramię.
- Bo czerwień jest miłością ponad ludzka miarę, nieprawdaż? Przemyśl to, Mistrzu Falkorze.


    Arya siedziała na polanie, przed chwilą zapadł zmrok. Czyściła swój miecz. Zdziwiła się słysząc melodię, gdyż w Lorien od jakiegoś czasu rzadko można było usłyszeć muzykę. Pani Miecz wsłuchała się w dźwięk, zatraciła w nim. Była to cierpka, ale jednocześnie mocna melodia, grana na dudce lub małym fleciku. Arya zdziwiła się, gdyż muzyka zdawała się przybliżać. Wreszcie na polanę wyszedł mały dziesięcio- może dwunastoletni chłopiec. Miał na sobie czerwony, duży beret, zielony kubrak i złote buty z noskami mocno zakręconymi do góry. Oczy chłopca były czarne, a włosy pszeniczne. Twarz jeno natomiast miała kolor pierwszego śniegu. Arya oniemiała. Melodia była cicha, piękna, jakby przyzywała do siebie. Szpiczastoucha zdziwiła się, gdyż teraz melodia układała się w słowa. Arya wiedziała, że to niemożliwe, a jednak wyraźnie słyszała słowa pieśni:
A kiedy wreszcie przyjdzie po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy

Spłyną przeze mnie dni na przestrzał
Zgasną pożogi i z powietrza
Na wszystko jeszcze raz popatrzę
I pójdę nie wiem gdzie na zawsze

Arya zauważyła nagle, że dookoła chłopca kłębią się różne postacie. Byli to przeważnie ludzie w różnym wieku, ale nie tylko. Szpiczastoucha dojrzała kilka zwierząt, dwóch czy trzech Elfów, kilka ptaków, które latały nad głową chłopca. Ale to, co zobaczyła potem, zaparło jej dech w piersi. Biała Pani stanęła na szczycie swoich schodów. Była jasna i spokojna. Nie było w niej ani śladu słabości, jaką dało się wyczytać ze śpiącej postaci Pani, która widocznie sama ze sobą wciąż toczyła wewnętrzną walkę. Pani Mieczy chciała do niej podbiec, uściskać, ale nie mogła się podnieść , nie mogła nic powiedzieć. Po prostu siedziała, patrzyła i płakała. Biała Pani z Lorien zeszła wolno po schodach.  Chłopiec spojrzał na nią i uśmiechnął się. Przestał na moment grać. Powiedział do Lady of Light tylko jedno zdanie:
-Śmierć zagra ci na dudce…
Orszak ruszył a wraz z nim Galadriel. Arya obudziła się. Chwilę trwała w cichy, aż zdała sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak. Gwiezdna Oblubienica krzyknęła ze strachu. Potem krzyknęła jeszcze raz. Choć nie, był to raczej charkot podobny do ostatniego skowytu nieszczęśliwego, umierającego zwierzęcia:
- Evenstar… Ona umarła!
    Kiedy wbiegły do pokoju Pani, łoże Lady of Light było puste. W pierwszej chwili oczy Aryi rozjaśniły się radością. Kiedy spojrzała na Evenstar, straciła cała nadzieję. W oczach Elfki dostrzegła głęboką, nieskończoną rozpacz.
- Oto zgasło Światło – powiedziała jedynie Evenstar i ruszyła do wyjścia.


Powiedz mi o czym marzysz, powiem Ci kim jesteś... Co widzisz w moich oczach?


http://gfx.filmweb.pl/ph/10/65/1065/46851.1.jpg

Offline

 

#2 2007-09-23 23:11:21

Undomiel Evenstar

Gwiazda nad Gwiazdami, Pani Zmierzchu

Zarejestrowany: 2007-09-07
Posty: 26

Re: "Moja krew, twoja krew... nasza krew"

Mówiłaś, że Ciemność jest TYLKO brakiem światła... Bez Twojego Światła wszystko jest Ciemnością...

Offline

 

#3 2007-09-26 19:28:16

Arya

Spiczastoucha, Pani Mieczy, Gwiezdna Oblubienica, Pierwsza Powierniczka Flakonu

Zarejestrowany: 2007-08-12
Posty: 99

Re: "Moja krew, twoja krew... nasza krew"

Podczas przejazdżki na Asfalocie prawie o wszystkim zapomniałam. A teraz, odeszłas. Już, chyba na zawsze... Mam nadzieję, ze nie, ze jednak... Ale, ileż można ją mieć?


http://www.mFoto.pl/uploads/1530/narya._7a73f.jpg
http://www.lotrplaza.com/images/ranks/L01.gif Pierwsza Powierniczka Flakonu

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.narutoshippuuden1.pun.pl www.liga-cs-5on5.pun.pl www.motoryslask.pun.pl www.goodmt2.pun.pl www.queen-kajol.pun.pl