Złoty Las Marzeń. Tu wszystko jest możliwe

Złoty Las marzeń- tu wszystko jest możliwe...

Ogłoszenie

"zamknij oczy. Zamknij oczy, one nie pozwolą Ci zobaczyć nic. Otwórz umysł, otwórz szeroko. Stań i powiedź mi co widzisz" powiedz zaklęcie i oddaj się mu... I wejdź do Lasu, przyjacielu *** czekamy na warze propozycje rozbudowy lasu:D

#1 2007-09-18 18:40:12

Galadriela

Pani Lasu, Pani Światłości, Biała Pani

Zarejestrowany: 2007-08-12
Posty: 171

Jasne, błękitne okna

Trzy kolory:
http://img141.imageshack.us/img141/7433/1004rp5.jpg

Błękitny, Czerwony i Biały

http://img337.imageshack.us/img337/7591/czarodzieje1008nh4.jpg







Galadriel wybiegła na polanę dokładnie o wschodzie słońca. Przymknęła oczy, podziwiając piękny widok.
http://img58.imageshack.us/img58/3839/czarodzieje1011nw0.jpg
Potem położyła się na trawie i zamknęła oczy. Wsłuchiwała się w siebie i to, co żyło dookoła. Nad nią wisiało niebo, pod nią zapalone było piekło, a Las tchnął spokojem. Cisza przed burzą, pomyślała Galadriel. I to jest najgorsze. Tak bardzo pragnęła w końcu nie mieć problemów. Chciała po prostu być szczęśliwa. Jak wszyscy tutaj. Oni mogli. Ona… prawie mogła. Westchnęła i głęboko wciągnęła powietrze. Gdzieś tam, nad nią po gałęzi skakała wiewiórka. Galadriel wyczuwała jej myśli, szybkie, urywane, jak strzępki babiego lata. Czuła mrówki i wilki, zające i żaby, cały ten mały-wielki świat, który na co dzień współistniał z nimi, a który za chwilę może przestać istnieć.
    Poczuła, jak kładzie się koło niej, ale nie tak, jak kiedyś nad jeziorem. Kiedy jej stopy zwrócone były w stronę Lasu, on położył się w stronę przeciwną, stopami do rzeki. A jednak głowę położył tuż przy jej głowie. Odwróciła twarz w jego stronę i otworzyła oczy. Napotkała dwa ogromne szafiry, wpatrzone w nią i zaniepokojone. Mimo to uśmiechnął się do niej. Odpowiedziała uśmiechem. Przyszło jej do głowy, ze oboje udają, by dodać sobie otuchy. A może właśnie nie, może to jest prawda? Czerpanie radości z bycia razem, mimo wszystko. Znajdywanie otuchy w obecności tej drugiej cząstki nas samych. Może to właśnie była prawda… i odwaga. Zajmować się sobą pomimo wszystko. Odczytał jej myśli, jego oczy jej to powiedziały.
- A niech świat sobie płynie… - powiedział cicho. – Obok nas, przez nas i miedzy nami. Ale teraz jesteś tylko ty i ja… zapomnij całą resztę. Choć raz zapomnij, że obok ciebie i mnie jest jakiś świat, który ma problemy. Teraz one cię nie dotyczą. Teraz… to ty i ja.
Podniósł się i stanął twarzą do rzeki. Ona podniosła się także. Stała za jego plecami i obserwowała, niepewna. Falkor wyzwalał w niej dziwne uczucia. Tylko przy nim odczuwała niepewność. Tylko przy nim czuła, że ktoś jest silniejszy od niej. Taka wielka, taka potężna… a taka niepewna, jak źdźbło trawy i bezbronna, jak dziecko we mgle. To było dziwne i nowe. Teraz ktoś z niej czytał jak z książki. Odgadywał co myśli i czuje. Przez tysiąclecia przywykła do bycia Galadriel, panią, która szanowano i kochano lecz w skrytości serca bano się jej także. On się nie bał. On był ponad. i to było inne. Dziwne i nowe. Galadriela będzie musiała przywyknąć, że mówi i robi rzeczy, na które nikt inny, by się nie odważył. Oto jedyny, któremu niestraszna była Biała Wiedźma.
    Nagle chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Ciągał ją po polanie jak małą dziewczynkę, jak gdyby nie była wielką Białą Panią. Wyobraziła sobie jak musi wyglądać dwoje młodych-starych Elfów biegających po polanie, gdy Lady of Light gania jak nastolatka i wybuchła śmiechem. Oczy Falkora zalśniły.
- Nie martw się – powiedział i pociągnął ją mocniej, tak, że znów wylądowali na ziemi. Leżąc wpatrywali się w niebo.
- Jasne błękitne okno – powiedział, łapiąc ją za rękę.
- Ogromne jasne błękitne okno – potwierdziła, śmiejąc się. Czuła się dziwnie, tak jak nie czuła się ponad sześć tysięcy lat. Znów wróciła do tej pierwszej Galadriel, do której wydawało jej się, że drogi nie odnajdzie już nigdy.
Zanim zdążyła się zastanowić, on znów był na nogach, podał jej rękę. Wstała, a Falkor znów zmusił ją do biegu. Oto już pędzili przez Las, mijając zdziwionych, ba, oniemiałych mieszkańców Lorien. Zupełnie nie mogli odnaleźć się w nowej sytuacji. Roześmiała się. Ona też nie potrafiła, ale przecież im tego nie powie. W biegu odwrócił się i spojrzał na nią.
- Świat to kolory, Galadrielo… A kolory to nie tylko biały… czyżbyś o tym zapomniała? Twój Las to kolory, Lady of Light…
Zaśmiała się, w przelocie machając do Aryi i Undomiel, które ćwiczyły na polanie przez Akademią. Arya widząc Panią i Falkora, wykonała jakiś dziwny ruch. Była tak zaskoczona, ze wypuściła z ręki miecz. Kiedy doszła do siebie, przyłożyła dłoń do brody Evenstar i zamknęła jej rozdziawioną buzię.
- Wszystko w porządku? – zapytała.
- No właśnie nie wiem… ja tak tego nie przechodziłam… Albo już nie pamiętam…
    Falkor nie ustawał. Wciąż biegli przez Las. Po pewnym czasie znów odwrócił twarz i rozkazał:
- Powiedz mi, co widzisz…
- Jasne błękitne okno dokładnie nad nami…
- Kolory… Co jeszcze? Czym jest błękit?
Zatrzymali się na moment. Pani próbowała złapać oddech po szaleńczym biegu.
- Błękit jest otchłanią i nadzieją… W nocy jest przepaścią, w ciągu dnia jest niebem…
- Błękit jest wolnością, błękit jest przestrzenią… - podjął grę. – Dokładnie. Tym jest błękit.
I znów biegli przed siebie w szaleńczym pędzie mijając Las, który wydał jej się nagle tak kolorowy jak nigdy… Czerwień liści, zieleń liści, biel liści, złoto liści, purpura, granat, czerń, biel… Pomyślała, że jeszcze klika dni temu, gdyby ktoś jej powiedział, ze będzie robiła coś takiego, nie uwierzyłaby. Przecież zachowywała się głupio. A jednak była szczęśliwa. Zdała sobie sprawę, ze ponad sześć tysięcy lat nie znała tego uczucia. Za długo. I nagle wróciły do niej słowa, które kiedyś przekazała Aryi:  Nie wierzysz, mówiła miłość, nie wierzysz, że z dwojga złego można wybrać trzecie? Poczekaj, jak cię rąbnę, to we wszystko uwierzysz. Wydawało jej się, że zna te słowa, a jednak wtedy nie pojmowała ich wcale. Teraz wreszcie zrozumiała. Uśmiechnęła się sama do siebie.
- Czerwień… -Usłyszała - Czym jest czerwień?
- Czerwień jest żywiołem, ogniem i wulkanem…
- Czerwień jest pustynią rozpaloną żarem… - podjął. Zaśmiali się oboje. W ich świecie nie było pustyń. A jednak znali je oboje z innych światów. Choćby Diuna. Tam cały świat był pustynią. – No, teraz ty… - zachęcił.
- W nocy jest zazdrością… Czerwień jest miłością ponad ludzka miarę…
- Tym jest czerwień…Dobrze, coś jeszcze?
I nagle zatrzymała się. Szaleńczy pęd ustał. Zrozumiała sens ćwiczenia. I on się zatrzymał, patrząc na nią wyczekująco. Kolory. No jasne. To nie była taka sobie tylko niewinna zabawa. Chodziło o pierścienie. Spojrzała w oczy Falkora. Znalazła w nich wyczekiwanie, ciche przyzwolenie. Jego oczy mówiły: Tak, Galadrielo. Powiedz to, bo tylko jeśli wypowiesz swe myśli one nabiorą mocy. Kiwnął głową. Mów Lady of Light.
- Błękit to Evenstar… Błękit to Undomiel… Ona jest otchłanią i nadzieją... Undomiel… W nocy jest przepaścią, w ciągu dnia jest niebem… jest wolnością, jest przestrzenią… Dlatego musiała odejść… Dlatego przybyła do Lorien… Bo jest przestrzenią i nadzieją… To jej było pisane! Bo ona jest Błękitem… Powietrzem… jest wszędzie dookoła.
Kiwnął głową. Dalej, zachęcił jego oczy.
- Arya to czerwień. Jej temperament… Ona jest żywiołem – ogniem i wulkanem… Jest miłością, bo Czerwony Pierścień rozpala serca.  Pustynią rozpaloną żarem? Co to znaczy? Co miałeś na myśli?
Pan Magicznych Przedmiotów złapał ją za rękę.
- Myślę, że Arya nie znalazła jeszcze swej drogi… Przekonasz się… ona się przekona… A ty, Galadriel?
- Ja jestem bielą… Bo w bieli są wszystkie kolory… Jestem stabilizacją, mocą i spokojem… Opanowaniem… One są żywiołami… A ja?
Podszedł bliżej i położył jej dłonie na swych ramionach.
- One są dwie. Ty jesteś trzecia.. Inna. Jedyna. Jesteś wiarą. Wiarą mimo wszystko i we wszystko. One są żywiołami, ty jesteś wiarą.
Nagle odwrócił wzrok i odszedł krok dalej. Śledziła go wzrokiem.
- Myślisz, że mylę się wierząc, iż Frodowi się powiedzie?
Milczał, nie udzielił odpowiedzi. Więc spróbowała zadać inne pytanie.
- Jak to jest, że tak dobrze… Jak…
- Skąd wiedziałem? O to pytasz, prawda?
- Tak.
- Ty zanim się urodziłaś byłaś związana z Drzewami… Evenstar zanim się urodziła była już Błękitem… Była Undomiel Panią Zmierzchu… Arya… cóż, wszystkich nas może zaskoczyć. A ja odkąd pamiętam byłem związany z magią… Nie miała przede mną tajemnic. Więc wykułem trzy kolory. Trzy pierścienie, jak trzy żywioły. I czekałem, wiedząc, że Pierścienie odnajdą swe właścicielki, a potem usłyszałem o przepowiedni pewnej młodej dziewczyny i już wiedziałem, że to była twoja sprawka…
- Ale czy…
- Nie. Wiedziałem tylko, że ty jesteś Bielą. Wiarą. Wyczułem to już, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy. Ale Undomiel i Aryę poznałem dopiero, gdy miały już moje działa na palcach.
    Państwo wrócili do serca Lasu zupełnie spokojni. Arya przesłała Undomiel zdziwione spojrzenie. Czy to możliwe, żeby to, co widziały o poranku było prawdą? Evenstar wzruszyła ramionami, sama niepewna co widziały. Państwo zaprosili wojowniczki na wieczerzę. Cały wieczór ucztowali i śmiali się. Dało się jednak wyczuć, że coś między Państwem się zmieniło. Było między nimi jakieś dziwne napięcie. Wreszcie, Mistrz Magicznych Przedmiotów wstał i poprosił Panią Światłości, by wybrała się z nim na spacer.
- Wybaczycie, prawda?
Undomiel i Arya jednocześnie kiwnęły głowami. Po odejściu Państwa, Arya zwróciła się do Evenstar:
- Znów się pokłócili? Co się dzieje?
Evenstar obracała w palcach puchar z białego złota, który rozświetlały promienie księżyca.
- Nie wiem… Zbyt dużo ostatnio nie wiem i nie rozumiem. Denerwuje mnie to…

    Pani stanęła nad brzegiem rzeki. Jedna z syren pomachała jej i dalej siedziała na skale, rozczesując zielone włosy, w których lśniła rozgwiazda. Biała Pani stała wyprężona jak struna, bała się tych słów, które musiały paść.
- Myślę, Galadriel…- zaczął. – Pozwól mi, a zbuduję statek… nie łódź, lecz statek. I on zabierze was wszystkich. Za morzem zbudujesz prawdziwe Marzenie. Nie tylko namiastkę lśniącą wspomnieniem Basku, lecz blaskiem tak potężnym o jakim oni nawet nigdy nie śnili.
- Wyobrażasz sobie, że wampiry mogłyby zamieszkać w Mieście Światła? Że Elfy wpuściliby tam nas wszystkich?
- Galadrielo, ja…
- Właśnie, Falkorze… Ty, Wielki Przewoźnik, Budowniczy Łabędzich Łodzi. Nie, to się nie uda.
Westchnął głośno, tak, że syrena spojrzała na niego zaskoczona. Potem, niepewna, zrozumiała, że nie powinna tu być. Wskoczyła do wody, wzbijając w powietrze miliony małych kropel. A każda miała inny kolor. Była to tęcza kropel. Kolory.
- Wiesz, co się stanie, prawda?
- Widziałam w Zwierciadle – odparła, wciąż uparcie wpatrując się w rzekę. Nie. Rankiem się myliła. To nie była prawda. Stworzyli sobie iluzję, którą teraz morze zmyje jak zamek z piasku.
- Nie chcę, nie mogę cię zostawić… - podjął kolejną próbę.
- Będziesz musiał – ucięła krótko.
Zdenerwował się.
- Jesteś głupia czy szalona?! Jak możesz zostawać, wiedząc, wiedząc… że już przegrałaś! Bo przegrałaś, Lady of Light… Lorien już nie ma. Wiem, że to rozumiesz! Wiem, że i ty już to wiesz. Czujesz w wodzie, w powietrzu, mówią ci to Drzewa. Lorien przestaje istnieć… to się już zaczęło.
-Ale jak sam mówiłeś jestem Wiarą. Może to właśnie jest moje przekleństwo? – odrzekła. - Tylko szczury uciekają z tonącego okrętu…
- Świetnie, dziękuję! – teraz już krzyczał. – Jestem szczurem. Ale tylko głupcy idą dobrowolnie na śmierć.
- Błękit jest otchłanią i nadzieją. Czerwień jest żywiołem…
Uniósł ręce w geście bezsilności.
- A w bieli, wszystkie są kolory…
Odwróciła się nagle. Zobaczył, że w oczach miała zły. Podeszła bliżej. Chwyciła jego podbródek i zmusiła go, by spojrzał jej w oczy.
- Kocham cię, ale wybacz mi… Wybacz mi, bo tego nie mogę dla ciebie zrobić. Tu jest moje miejsce. I tylko tutaj. Nigdzie indziej. Kocham cię, Gustynianie… Ogrodniku Kolorów… Kocham cię, dlatego pamiętaj… - Wskazała palcem w niebo. – Cokolwiek się stanie zawsze będę z tobą, bo ono będzie wszędzie, jasne błękitne okno, przez które można patrzeć…
    Rankiem zagrały trąby. Zdziwieni mieszkańcy, pomyśleli, że Pani chce komuś z nich nadać tytuł lub też nadszedł czas aby Arya przekazała flakon swojemu następcy. Ach, jak ten czas leci! Kiedy się zebrali, Pani stała pod drzewem. Obok nie stał Mistrz Magicznych Przedmiotów.
Wydawał się jakiś inny. Niedaleko Pani, stały jej przyjaciółki. Widząc, iż wszyscy się zebrali, Galadriel rzekła:
- Czas wizyty Falkora w naszym Lesie dobiegł końca… Zebraliśmy się, aby go pożegnać – gdy wypowiadała te słowa Pan ścisnął ją za rękę. – Wyrusza w kolejną podróż. Łabędzia łódź powiezie go za morze.
Gdy to powiedziała, wśród zebranych rozległy się szumy. Jak to, zostawia ją? Odpływa tam, skąd się podobno już nie wraca? Jak to być może? Falkor, nie robiąc sobie nic z szeptów, wystąpił do przodu. Zabrał głos:
- Wspaniale mi się wśród was mieszkało, władcy Lorien… ostatniego promienia słońca wśród ciemności – nagle jego wzrok spoczął na wojowniczkach. Przywołał je gestem, a one bez słowa podeszły. – Pilnujcie – szepnął, aby cała reszta nie słyszała, zerkając na Lady of Light – pilnujcie… abym miał do czego wrócić… Błagam.
Arya nie miała czasu dłużej się nam tym zastanawiać, gdyż Falkor znów odezwał się do wszystkich zebranych.
- Żegnajcie, Mieszkańcy Lorien. Oby święciła wam zawsze najjaśniejsza gwiazda.
    Potem Falkor podał dłoń Galadrieli i razem w blasku zeszli ze sceny.
http://elfynstar.com/Documents/CelebornGaladriel-wp800x600.jpg
Na polanę wbiegł wierzchowiec Pana. On jednak chwilę jeszcze wpatrywał się w twarz Lady of Light, próbując zapamiętać każdy jej szczegół.
- I taką cię zapamiętam… - powiedział. – Uśmiechniętą i szczęśliwą… mimo wszystko. Taka pozostaniesz już na zawsze.
Pani mocno ścisnęła jego dłonie.
- Gdziekolwiek będę… - zamilkła na chwilę. – I gdziekolwiek ty będziesz… Obiecuję ci, obiecuję ci to… Znajdę jasne, błękitne okno…
Pokręcił przecząco głową. Arya wyczuła, że choć nie zrozumiała, co powiedziała Pani ( bo o co mogło chodzić?), on nie chciał tego usłyszeć. Pochylił się i ucałował ją w środek czoła. Cały Las wstrzymał oddech. Pan Magicznych Przedmiotów oto błogosławił Galadriel. Potem przytulił ją mocno. Szepnął jej coś do ucha, czego on nie usłyszeli.
- To się nie dzieje - szepnął. Ona nie odpowiedziała.
Potem puścił ją i próbował odejść. Dłoń, w której trzymał jej dłoń naprężyła się, stali przecież już tak daleko. Wystarczyło puścić, lecz nie mógł się na to zdobyć. Ona, wyczuła to i wysunęła dłoń z uścisku. Uśmiechnęła się. Musiał pozwolić jej odejść.
- Nie boję się – powiedziała głośno. – Naprawdę. Nie martw się o mnie… Jedź już.
Wsiadł na konia, lecz obejrzał się jeszcze.
- Pamiętaj. Czerwień… Jest miłością ponad ludzka miarę… Kiedy po słońcu wspomnienia zostaną…
- Wiem – rzekła spokojnie. – Poczuję zimny wiatr  i chłód oceanu… - a w myślach dodała. – I to właśnie będzie koniec.
    Falkor spiął konia i ruszył przed siebie. Obejrzał się tylko raz, na granicy drzew. Widział ją bardzo wyraźnie. Stała uśmiechnięta, z dłonią wyciągniętą przed siebie w geście pożegnania.
http://www.theargonath.cc/characters/galadriel/pictures/galadriel17.jpg
http://www.geocities.com/flibblefleep/galadriel.JPG
Za nią stały wojowniczki. Mistrz Magicznych Przedmiotów pokręcił głową. Nie obronią jej, wiedział o tym.

    Galadriel stała na jednym ze swoich balkonów. Łokieć oparła o balustradę, a głowę na dłoni.
http://img461.imageshack.us/img461/865/elf2016qw5.jpg
Wpatrywała się w granat nieba. W wielką ciemną, zimną, cichą otchłań. Gdzieś tam mieszkał los, gdzieś tam, czekała na nią przyszłość. Na chwilę ukryła twarz w dłoniach, by potem zanucić:
- Zatańcz ze mną jeszcze raz,
otul twarzą moją twarz.
Co z nami będzie? Za oknem świt.
Tak nam dobrze mogło być.
Gdy Ciebie zabraknie
i ziemia rozstąpi się, w nicości trwam.
Ty kiedyś odejdziesz
i nas już nie będzie
i siebie nie znajdziesz też.

Zatańcz ze mną jeszcze raz,
chcę chłonąc każdy oddech Twój.

Co z nami będzie? Uwierz mi,
tak jak ja nie kochał nikt.

Gdy Ciebie zabraknie
i ziemia rozstąpi się, w nicości trwam.
Ty kiedyś odejdziesz
i nas już nie będzie
i siebie nie znajdziesz też.
Gdy Ciebie zabraknie
i ziemia rozstąpi się, w nicości trwam.
Ty kiedyś odejdziesz i
nas już nie będzie i siebie nie
znajdziesz też.

W salonie wśród ciepłych świec nie zbudzisz mnie.
Już nigdy nie powiesz mi jak bardzo kochałeś mnie,
kochałeś mnie, kochałeś mnie...

Czy słyszysz jak tam daleko muzyka gra?

Zatańcz ze mną jeszcze raz...

Gdy Ciebie zabraknie
i ziemia rozstąpi się, w nicości trwam.
Ty kiedyś odejdziesz
i nas już nie będzie
i siebie nie znajdziesz też.

Zatańcz ze mną, ostatni raz.

Nas już nie będzie i siebie nie znajdziesz też.

- Przeszkadzam ci – usłyszała niepewny głos Evenstar.
Odwróciła się.
- Ależ skąd. Zajmuję się tęsknieniem – zażartowała. - Co się stało, Undomiel?
Gwiazda nad Gwiazdami oparła się o balustradę balkonu, wpatrując w księżyc. Chwilę milczały, w końcu wojowniczka odezwała się cicho:
- Dręczą mnie dziwne myśli, złe przeczucia.
Lady of Light przyjrzała się przyjaciółce.
- Chcesz go zobaczyć?
Evenstar kiwnęła głową. Galadriela bez słowa skierowała się w stronę schodów. Zeszły na dół, minęły fontannę, polanę, zeszły do kotliny, gdzie mieścił się ogród Galadriel, to dziwne miejsce czarów i cudów. Evenstar czekała, wpatrując się w Panią. Ta podeszła do małego wodospadu i napełniła srebrny dzban.
http://www.theargonath.cc/characters/galadriel/pictures/gfotrmirror6.jpg
Potem podeszła do kamiennej misy i przelała wodę. Gdy tafla się uspokoiła, Galadriel odsunęła się od Zwierciadła i dała Undomiel znak dłonią.
http://www.theargonath.cc/characters/galadriel/pictures/gfotrmirror14.jpg
Wojowniczka podeszła do Zwierciadła.
- Pokaz mi go, proszę.
    Chwilę stała w milczeniu, wpatrując się w taflę wody. Po pewnym czasie z policzka Pani Zmierzchu zsunęła się łza. W chwili, gdy zmieszała się z wodą w Zwierciadle ta uniosła się ogromnym snopem światła, który wzbił się aż w niebo i oświetlił Lorien aż do najciemniejszego zakątka.
http://www.gmf.pl/galeria/galeria/85554img_48.jpg
Undomiel osunęła się na kolana, oparła głowę o zimny kamień podstawy Zwierciadła. Wreszcie Evenstar opanowała się i stanęła na nogi. Spojrzała na Galadriel. Jej nieprzenikniona i spokojna twarz zdenerwowała Gwiazdę nad Gwiazdami.
- Nie powinnam cię była o to prosić – powiedziała.
- Nie powinnaś… Ale poprosiłaś – odparła Pani. – Przykro mi, że Zwierciadło pokazało ci nie tylko to, co chciałaś zobaczyć.
- Co… Co to było…
- Przyszłość.
- Och, to wiem. Wierz dobrze o co pytam!
- Owszem.
- Więc?
- Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć?
Evenstar wyciągnęła z pochwy miecz. Zalśnił mocno. Galadriel nie cofnęła się. Nic nie zrobiła.
- Przecież wiesz, co zobaczyłaś, Undomiel. Dlaczego chcesz, bym to powiedziała, by przez moje słowa prawda nabrała mocy. Wierz przecież, że zobaczyłaś siebie. Undomiel… Zmierzch. Początek końca… Bo wielki to początek końca Lorien.
Evenstar cofnęła się, miecz wypadł jej z dłoni.
- Czy… to pewne?
-Inna przyszłość nie jest jeszcze stracona – Galadriel spojrzała w niebo. – Póki nadzieja żyje w małym hobbicie, inna przyszłość nie jest jeszcze stracona.
Galadriel widziała, że Evenstar pocieszyły te słowa. Podniosła miecz i schowała do pochwy. Zmarszczyła brwi, przygryzła wargę. Myślała. Lady of Light w tym czasie odstawiła dzban i skierowała się w stronę schodów.
- Powiedz mi jeszcze… Co to znaczy „jasne, błękitne, okno”?
Galadriel odwróciła się.
- Istnieje taka legenda, że ludzie nie umierają. Umiera tylko ich zewnętrzna powłoka, a środek, nieśmiertelny jak Elfy, który nazywają duszą, odchodzi do nieba… I tam już zawsze żyje. Falkor… On nazywa niebo jasnym błękitnym oknem, z którego można obserwować, to, co na dole.
    Kilka dni później mieszkańcy Lorien byli świadkami dziwnego zdarzenia. Nagle wszystkie jednorożce w dzikim galopie opuściły polanę. Gamgha wyczuła, jak ziemia drży od uderzeń ich kopyt i natychmiast wskoczyła do łodzi, z zamiarem dostania się na polanę i sprawdzenia, co się stało. Wszystkie jednorożce znalazła na polanie Pani. Galadriel siedziała na schodach prowadzących do wnętrza jej drzewa i czytała książkę. A jednorożce? Jednorożce układały się u jej stóp, dotykały dłoni, kładły łby na ramionach.
    Całą scenę obserwowały z biblioteki obie wojowniczki.
- No czegoś takiego jeszcze nie było… - zaśmiała się Arya.
- Choćby ją znać całą wieczność to i tak potrafi zaskoczyć – przyznała Undomiel.
    Arya miała tej nocy dziwny sen. Zobaczyła Panią w blasku jak idzie przez ciemny Las. Podążyła więc za nią, czy może raczej za jej światłem, w którym skąpana była biała suknia, tak bardzo odznaczającą się od mroku. Arya miała wrażenie, że mrok i światło sukni walczą ze sobą o dominację jak dwa żywioły.
http://img57.imageshack.us/img57/8596/elf1fy4.jpg
Wreszcie wyszły na polanę. Lady of Light nie obejrzała się nawet. Szła po wodzie tak pewnie jakby stąpała po trawie. Arya, bała się. Miała na sobie zbroję. Jednak zrobiła to samo co Pani. Po drugiej stronie jeziora nie było już Lasu, tylko dziwne skały, nieprzyjemnie czarne i ostre. Pani wspinała się na szczyt tej dziwnej góry. Blask sukni oświetlał górę, jeszcze bardziej wydobywając jej brzydotę. Po chwili Lady of Light stanęła na szczycie. Wojowniczka również. I wtedy zobaczyła, ze Istota, za którą szła nie jest Panią. Kiedy wreszcie odwróciła się, Arya przyjrzała jej się dokładnie. I ta była Biała lecz oczy jej były zupełnie czarne, jak dwa kamienie. Istota nie miała białek.
http://img506.imageshack.us/img506/7290/elv56ri.jpg
- Kim jesteś? – zapytała wojowniczka.
Tamta uśmiechnęła się dziwnie. Brzydko, prześmiewczo. Uniosła ręce i zerwał się okropny wiatr, jeszcze bardziej potęgując jej bulgoczący rechot.
-  Nie znasz mnie? Wszyscy mnie znają… Jestem Końcem… A imię moje brzmi Śmierć – zanim Arya zdążyła zareagować, tamta wyciągnęła srebrzysty miecz i cięła ją prosto w twarz.
    Arya obudziła się z krzykiem na ustach. Usiadła w łóżku z wrażenia. Nie bardzo pamiętała, co jej się śniło. Promienie księżyca prześwietlały przez liście drzewa, tworząc dziwną, metafizyczną mozaikę. Arya otarła pot z czoła. Spojrzała na swoje dłonie. Narya lśniła, lekko pulsując. Arya potarła palcami drugiej dłoni kamień. Był ciepły. Tętniło w nim życie.
- To był tylko zły sen – powiedziała do siebie.
I wtedy wiatr przyniósł do niej z przeszłości słowa Białej Pani, spokojne, mocne, pocieszające:
- Jeśli już wszystko cię zawiedzie, ufaj temu Ufaj sobie. I ufaj w moc Lorien, moc Trzech. Bo ciemność jest niczym innym jak tylko brakiem Światła.

    Wojowniczki nie mogły jednak nie zauważyć, że coś się dzieje. Choć poranek wstawał każdego dnia punktualnie, Las szarzał. Był inny, Drzewa milczały, a ptaki wydawały się płakać, zamiast śpiewać. Wszystko jakby pogrążało się w szarości chłodnej, listopadowej nocy. Szarzało tak, jak szarzała Lady of Light. Jej światło przygasło, zaledwie się teraz tliło. Arya pomyślała, że Pani musi naprawdę tęsknić za ukochanym. Bo choć była wesoła i śmiała się, jak zawsze od jego przybycia, światło w jej oczach zgasło. Za tym małym ognikiem, jasnością oczu, w szarość udała się cała jej istota tak zawsze jasna i promienna. A za Panią Lasu podążyły w stronę szarości jej Drzewa i całe Lorien.
    Aż wreszcie któregoś dnia Lady of Light zemdlała. Gdy odzyskała przytomność wezwała do siebie Undomiel i Aryę. Gdy przybyły, Pani wskazała im krzesła już wcześniej ustawione na ten cel przy jej łożu. Wojowniczki przeraziły się widząc Panią taką słabą i delikatną, jakby każdy najmniejszy wysiłek miałby być od dziś nie lada wyczynem. To już nie była Galadriel, którą znały. Ona jednak przerwała ich myśli, odzywając się cichym głosem, który zupełnie stracił swą moc.
- Od dziś to wy dwie władacie Lorien, Złotym Lasem Marzeń. Wy jesteście Paniami tego Miejsca.
Evenstar wzięła Lady of Light za rękę.
-Lamare – rzekła wesoło. – Koniec żartów, wstawaj! Przecież my nie damy rady… Przeziębiłaś się tylko i już się kładziesz do lóżka z powodu takiej głupoty.
Galadriel zaśmiała się słabo.
- Evenstar wiesz równie dobrze jak ja, że Elfy nie chorują… Musiałaś się zdziwić… Wiesz, dlaczego przyszły do mnie jednorożce, prawda? Bo kładą się blisko chorych miejsc, by je uzdrowić.
Evenstar cofnęła się nagle. Arya spojrzała na nią. Undomiel pobladła a jej oczy wyrażały nieopisaną trwogę. To, że Undomiel się bała sprawiło, że i Arya odczuła lęk w sercu. Galadriel kontynuowała:
- Nie powiedziałam wam wszystkiego… Nas jest już tylko dwoje. Ja i Gustynian… Znaczy Falkor. Wszystkie inne Elfy Wysokiego Rodu odpłynęły już za Morze. Widzicie, on mnie namawiał byśmy płynęli… ale ja bym tak nie potrafiła. Żałowałabym tej decyzji aż do końca wieczności.
- Co ty chcesz nam powiedzieć? – zdenerwowała się Arya, ręce jej się trzęsły, a w oczach pojawiły się łzy.
Pani spojrzała na nią i chwyciła za rękę.
- Los… Życie Elfów Wysokiego Rodu od zawsze związane było ze złem. A to oznacza, że moje życie nierozerwalnie związane jest z Jedynym  Jeśli Frodowi się nie uda… Ja umrę, Aryo.
Wojowniczka wstała gwałtownie, krzesło, na którym siedziała upadło z hukiem na podłogę. Arya chodziła zdenerwowana po pomieszczeniu, wykrzykując, że nie może im tego zrobić. Przecież… przecież… No, ona nie może im tego zrobić! One sobie nie dadzą rady. Są wojowniczkami, nie władczyniami…
- Aryo – szepnęła Galadriel.
Arya przyklękła przy łożu Lady of Light. Chwyciła ją za rękę i uśmiechnęła się przez łzy.
- Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś do mnie mówił Lady Aryo – zażartowała.
Biała Pani uśmiechnęła się, drugą ręką odszukała dłoni Undomiel i chwyciła mocno.
- A ja wiem, ze dacie radę, moje dzielne, mądre wojowniczki… Panie Złotego Lasu – Lady of Light długo wpatrywała się w oczy Aryi. – Ty Aryo weźmiesz Asfalota… Musisz co dnia budzić poranek, nie pozwól, by na Lorien napadły ciemności… A potem łagodnie dopilnować by słońce skryło się za horyzontem… Los Złotego Lasu jest w twoich rękach…
Galadrieli przypomniały się słowa Gustyniana.  Jeszcze nie wiemy, na co stać Aryę. Oto nadeszła godzina jej próby. Lady of Light uśmiechnęła się, myśląc, że Legolas po powrocie zastanie zupełnie kogoś innego, niż osoba, którą zostawiał.
Arya drgnęła.
- Nie, Pani. Ja mam takie kłopoty ze wstawaniem… Może lepiej Evenstar?
Galadriel dźgnęła Aryę palcem w miejsce, gdzie biło serce wojowniczki.
- Ty masz to robić, Szpiczastoucha. Zmierzch nie może budzić świtu… Nie taka jest rola Środka Wszechrzeczy. A wiem, ze dasz radę, bo ty jesteś Czerwień… Żywioł.
Arya posłała Undomiel przelotne spojrzenie. Ta pokręciła przecząco głową. Biała Pani ostatecznie traciła siły. Majaczyła. Evenstar zamknęła oczy. Czego przyszło jej doczekać. Biała Pani z Lorien traciła zmysły. Świat umierał…
Pani Światłości po chwili mówiła dalej:
- Rolę się odwróciły, Undomiel Evenstar. Czas wyjść z cienia… Teraz nie ma już Galadriel. To Evenstar jest najsilniejszą czarownicą w Złotym Lesie. I to jej słów będzie słuchać Brama Elfów… Bo ty jesteś Błękit…
Tym razem to Undomiel posłała spojrzenie Aryi, ale Pani dojrzała to i zaśmiała się lekko. Jej wzrok powędrował niżej. A tam na pościeli leżały przy sobie trzy dłonie. Czerwień. Biel. I Błękit. Wojowniczki przez chwilę wpatrywały się w ten niezwykły widok.
- Więc idźcie, Panie Lorien… - szepnęła Lady of Light.- Oto teraz wy… - spojrzała na Aryę. – Gwiezdna Oblubienica, Jaśniejąca w Mroku – potem przeniosła wzrok na Evenstar. – I Undomiel, Znacząca drogę wśród Ciemności.
Nagle do pokoju wpadł wiatr a Galadriel zaśmiała się. Arya i Undomiel zadrżały.
- Kiedy po słońcu wspomnienia zostaną… poczujesz zimny wiatr i chłód oceanu…
Gdy wypowiadała te słowa wojowniczki poczuły, że w pokoju unosi się niezwykły zapach, złożony z tysięcy, a być może nawet milionów zapachów. Tak pachniało… morze. A gdy znów spojrzały na Białą Panią, miała oczy zamknięte. Pierścień na jej palcu zalał ją niesamowitym, jasnym blaskiem. Uczynił to jakby ogromnym wysiłkiem. Po raz ostatni. Potem zgasł i zmatowiał.
    Posłano po Panią Jeziora, która jak wieść niesie robiła najlepsze mikstury w całym Lesie. Arya dreptała niespokojnie po całym drzewie. Nie chciała tego usłyszeć. Poczuła, że gdy te słowa zostaną wypowiedziane, serce jej pęknie. Spojrzała na Undomiel. Siedziała na tronie u szczytu schodów. Białym tronie Pani. Tyle, że teraz nie było już Galadriel. Biała Pani odeszła.
    Po chwili Lady of Lake wyszła z sypialni Pani. Minę miała jakże smutną. Tak bardzo smutną.
- Nie umiem jej pomóc – szepnęła.
- Ale ona żyje! – ucieszyła się Arya.
Lady od Lake kiwnęła głową.
- Owszem. Ale jeśli się obudzi to do życia lub do śmierci… Odzyskamy ją lub stracimy na zawsze. Nie ma sposobu, by ją wybudzić. Nie znam go ja, ale myślę, że nie znajdziemy nikogo, kto zbudziłby Białą Panią. Ona sama musi to zrobić. I wiem, że gdy nadejdzie czas, zrobi… Obudzi się do życia lub do śmierci. Innego wyjścia nie ma. Trzeciego wyjścia nie ma.
Undomiel wstała z tronu i zeszła ze schodów. Spojrzała w stronę schodów, którymi weszła przed chwilą Pani Jeziora, a które prowadziły do sypialni Lady of Light.
- Jej tam nie ma – powiedziała. – Jej już nie ma w tym ciele.
Arya zmarszczyła brwi, próbując się domyślić, co Evenstar chce jej powiedzieć. Undomiel odetchnęła parę razy i kontynuowała:
http://img528.imageshack.us/img528/8319/boginka6no4.jpg
- Dusza Lady of Light odeszła. Znalazła sobie jakieś jasne błękitne okno przez które będzie na nas patrzeć. A my musimy zrobić wszystko, by do nas wróciła.


Powiedz mi o czym marzysz, powiem Ci kim jesteś... Co widzisz w moich oczach?


http://gfx.filmweb.pl/ph/10/65/1065/46851.1.jpg

Offline

 

#2 2007-09-18 19:10:44

Arya

Spiczastoucha, Pani Mieczy, Gwiezdna Oblubienica, Pierwsza Powierniczka Flakonu

Zarejestrowany: 2007-08-12
Posty: 99

Re: Jasne, błękitne okna

Galadrielo, coż mogę powiedzieć. Może Cię nie ma, lecz nas obserwujesz. Obiecuję CI, że chocby nie wiem, co miała sie dziać choćby znalazły się i setki Balrogów, nie dam Lorien zginąć. Choćbym miała za to przypłacić całym szczęściem, jakie mnie spotkało. I...mam nadzieję, ze wrócisz...


http://www.mFoto.pl/uploads/1530/narya._7a73f.jpg
http://www.lotrplaza.com/images/ranks/L01.gif Pierwsza Powierniczka Flakonu

Offline

 

#3 2007-09-18 23:54:27

Undomiel Evenstar

Gwiazda nad Gwiazdami, Pani Zmierzchu

Zarejestrowany: 2007-09-07
Posty: 26

Re: Jasne, błękitne okna

wielka to odpowiedzialność Lamare, nie wiem czy podołam..... strasznie smutne to opowiadnie :'-(

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.dw-demonywojny.pun.pl www.spoleczniacyuam.pun.pl www.pszzp.pun.pl www.przemiarki.pun.pl www.kajaktrzcianka.pun.pl