Złoty Las Marzeń. Tu wszystko jest możliwe

Złoty Las marzeń- tu wszystko jest możliwe...

Ogłoszenie

"zamknij oczy. Zamknij oczy, one nie pozwolą Ci zobaczyć nic. Otwórz umysł, otwórz szeroko. Stań i powiedź mi co widzisz" powiedz zaklęcie i oddaj się mu... I wejdź do Lasu, przyjacielu *** czekamy na warze propozycje rozbudowy lasu:D

#1 2008-04-18 22:37:39

Galadriela

Pani Lasu, Pani Światłości, Biała Pani

Zarejestrowany: 2007-08-12
Posty: 171

Alchemia słowa

Powiązali siatkę do siodeł czterech silnych pegazów. Niedobrze by było, gdyby się dziadostwo urwało. Musieliby wtedy szukać ponad dwustu książek na przestrzeni zapewne kilku kilometrów. A tego szef nie chciał. Koniec końców była ich najlepszą klientką, I najbardziej wypłacalną. Kierownik zmiany sprawdził wszystko dokładnie jeszcze raz. Załadowali wszystkie te beznadziejne graty. Zawsze się zastanawiał, jak można tyle czytać? Nie, on nie był z tych, którzy prowadzili księgarnię, ponieważ kochali ksiązki.
- Gotowe! – zawołał chudzielec nazywany młodym, ulubieniec kierownika, zeskakując z siodła, po ostatnim sprawdzeniu popręgów i wiązań.
Kierownik nieprzychylnym spojrzeniem obrzucił stertę walających się w nieładzie po siatce woluminów. Westchnął.
- Młody, kogo poślemy do Dziwaczki? – tak kierownik i jego ulubiony pracownik nazywali miedzy sobą najlepszą klientkę.
- Szefie, może być, kurde problem… Wiesz, że nikt normalny nie lubi być tam wysyłany. Kurde, nawet jak dasz podwójną stawkę, kudre…
- Nikt normalny… - zamruczał kierownik.
- Ja pojadę – kierownik i jego ulubiony pracownik odwrócili się zdziwieni.
    Rodryk był niewysokim, dwudziestokilkuletnim młodzieńcem. Miał duże szare oczy. Ludzie go nie lubili. Wyczuwali w nim odludka. Nie miał przyjaciół. Nie chodził też z kolegami po fajrancie do karczmy. To sprawiało, że nie miał znajomych wśród współpracowników. I na dodatek jako jedyny z całej ekipy naprawdę lubił ksiązki. Mimo to kierownik zdziwił się wielce. Każdego miesiąca ciągnęli losy, kto dostarczy ksiązki tej… pani. W zeszłym miesiącu padło na Roderyka. Wylosował zapałkę bez główki. Długo się opierał, ale w końcu pojechał, bo jakie miał wyjście? Po powrocie jego koledzy zaczęli szeptać, rozsiewać plotki. Kierownik przyjrzał mu się uważnie. Skoro sam chciał jechać to mogło tylko oznaczać, że reszta pracowników szepcząc i plotkując miała rację, kurde.
- Ja podaję – powtórzył Roderyk. – Jeśli dasz mi tę książkę, w zamian za dopłatę, którą biorą wszyscy inni – stwierdził, wyciągając zza peleryny małą, chudą książeczkę w czarnej okładce.
Kierownik zlustrował książkę uważnie. Odetchnął. Nie był to jeden z cennych woluminów, oprawianych w skórę, złoto i klejnoty.
- A bierz i tak cholerstwo się nie sprzedaje…
Roderyk skinął głową. Pewnie, że się nie sprzedaje. Ludzie znają się na tym, co jest cenne, nie na tym, co jest dobre. Elfy znają się na tym, co jest cenne dla ich duszy, dlatego liczył, że Biała Pani pozna się na książce od razu.
    Spojrzał na przygotowany stos. Zaklinacz koni, Portret damy, Diabeł ubiera się u Prady, Atramentowe serce, Atramentowa krew, Targowisko próżności, W krainie kota, Oczarowane końmi, Świat Zofii, Dziewczyna z pomarańczami, Tajemniczy Ogród, Pani Dallaway, Panny z wilka, Kochanice króla, Wyznania gejszy, Alchemia słowa, Kradnąc konie, Seria niefortunnych zdarzeń, Dżuma, Jasne błękitne okna, Dolina Issy, Mercedes Benz był i Conan Doyle, i Dante, była autorka Deja ded. Był i Abarat i Montgomery. Był Owidiusz, znalazł się też Petrarca. Uśmiechnął się. Dla każdego coś miłego. Zawsze starała się myśleć o wszystkich. Przekrój przez całą literaturę. Sensacyjne, obyczajowe, fantasy, młodzieżowe i arcydzieła. Tak, w tej bibliotece każdy musiał znaleźć coś dla siebie. Ostrożnie ułożył książkę na szczycie stosu i dosiadł jednorożca kierującego pochodem. Książki wystartowały.
- On nie jest zdrowy umysłowo – szepnął Młody do kierownika. - Idiota, słowo, idiota…
Kierownik pokręcił głową, patrząc na oddalającego się młodego człowieka.
- Nie – powiedział kierownik. – Wariat. Zaczarowała go… Już nie ma dla chłopaka ratunku.

    - Gdzie jesteś? – Tutaj… tutaj… Nie widzisz mnie? Złap mnie… Złap… Zielony promień. Taki miało kolor światło słońca, gdy próbowało się dostać do lasu przez gęste korony drzew. Stała na ścieżce i rozglądała się bezradnie. Kory brązowe, mieszały się z białymi. Dookoła tańczyły plamy słońca.
http://www.powiat-sredzki.pl/download/Image/Aktualnosci/listopad%202006/Krzysztof%20Bednarczyk%20-%20Las%20o%20swicie%20net.jpg
Rozglądała się intensywnie. Przechyliła głowę, by dostrzec ruch. Drzewa szumiały, liście zdawały się żyć. Tak rozpaczliwie starała się coś zobaczyć. Ktoś przebiegł między drzewami, ale był to ruch jak mgnienie. Rozmigotany jak zielony promień. – Nie widzę cię! – zawołała bezradnie. – Tutaj… tutaj… Nie widzisz mnie? Złap…
    Zielony promień przebiegł przez jej świadomość i otworzyła oczy. Wszystko wokół było ciche i takie spokojne. Promienie księżyca, bawiły się z liśćmi. Prześwietlały je, wpadały do komnaty i tańczyły na kamiennej posadzce. Usiadła powoli. Ukryła twarz w dłoniach. Ten sen. Powracał regularnie od kilku tysięcy lat, a ona wciąż nie wiedziała co znaczy. Nasilił się zwłaszcza teraz, kiedy Wampirzyca znów sprawiała kłopoty. Zwłaszcza teraz bardzo ją męczył. Było jeszcze wcześnie. Przez chwilę myślała o tym, by obudzić dzień zaklęciem. W zasadzie mogłaby tak robić. Obudzić się, wypowiedzieć jedno zdanie i ponownie zapaść w sen. Niech cud dokonuje się sam. Ale ona lubiła przy tym być. Lubiła wcześnie wstawać i wcześnie chodzić spać. Obserwować las, zanim jeszcze wstał ktokolwiek, kiedy jeszcze wydawało się, że jest w lesie całkiem sama. Wtedy była tylko ona i drzewa. Opowiadała im o sobie, zwierzała się. Myśleli, że budzenie dnia zajmuje jej dużo czasu, że późno wraca. A ona tymczasem zaszywała się w swoim ogrodzie. Pracowała. Sadziła kwiaty, plewiła. Odpoczywała przy tym. Mówiła wtedy do roślin. Byle co, bywało, że miała tysiąc myśli w jednej chwili. Bywało, że zabierała ze sobą książkę, by usiąść na ławce i poczytać. A potem, gdy oderwała się od teksu, słuchała jak wszystko rośnie. Muzyka piękniejsza od jakiejkolwiek innej. Nawet od Sonaty Księżycowej. W tych chwilach nie udawała, że jest kimś, nie starała się. To były chwile dla niej. Tylko dla niej.
    Wsadziła nogi w białe pantofelki. Rozejrzała się dokoła. Kiedy tak omiatała wzrokiem pokój, jej wzrok padł na krzesło i stolik, stojące koło łóżka. Poprzedniego wieczora przerzuciła przez poręcz krzesła białą suknię. Mieniła się teraz tajemniczo w promieniach księżyca. Ale na siedzisku leżała również książka. Galadriel delikatnie przejechała palcami po okładce. Uśmiechnęła się. Książka z zakupu w zeszłym miesiącu. Przypomniały jej się wyrzuty Evenstar. Arya czytywała wszystko. Uważała, podobnie jak Galadriel, że czytanie jest stylem myślenia. Czytały, bo lubiły myśleć. Arya miała nawet w zwyczaju mawiać, że są książki, z których można się czegoś nauczyć i są książki, nad którymi się zasypia. W każdym przypadku wychodziło na jedno, zawsze się miło spędziło czas. Evenstar była innego zdania. Miała inne oczekiwania co do książek.  Inne też było jej zdanie o tym, co powinna czytać Biała Pani. Przyjaciółka twierdziła, że tego typu książki nie służą Galadrieli. Że robi się po nich zamyślona i smutna. Może i w coś w tym było? Mimo to, Galadriel je lubiła. Nie wszystkie, ale były takie, które zapamiętywała na dłużej. Wzięła książkę w ręce. Została jej jeszcze ponad połowa. Zbyt dużo obowiązków miała ostatnimi czasy. Zbyt wiele burz przetaczało się nad Lorien. Świat ludzi, jakże bardzo różnił się od świata Elfów. Świat Elfów, jakże różnił się od świata, który stworzyło sobie Lorien. Inny, mały świat wśród wielkiego świata. Choć może już niedługo. Coś jednak nas łączy, pomyślała, wszyscy czujemy tak samo…
    Może właśnie dlatego tak bardzo lubiła te książki. Chciała z nich zebrać wiedze. Czuła, że tylko z książek może się tego dowiedzieć. Tylko w książkach potrafiła to wyczytać. Miała nadzieję, że się z nich tego nauczy lub przynajmniej dobrze pozna. Przejechała palcami po tytule.
- Nie kłam, kochanie… - powiedziała cicho. Poczuła się nienaturalne. Poczuła, że to nie są słowa dla niej dostępne. Pokręciła głową. Nie, ona ich nigdy nie wypowie. Szybkim ruchem odłożyła książkę i wstała. Usłyszała jak spada z krzesła i głucho uderza o posadzkę. Grzbietem do góry. Otwarła się, a strony pogięły. Galadriel podniosła ją i wygładziła strony. Przeczytała na chybił trafił zdanie ze środka strony: - To twoja filozofia, ja mam inną. Nie uznaję półprawd, ćwierć prawd i tym podobnych. Albo się mówi prawdę, albo nie. I masz rację, nie jestem dyplomatką, ale widzę wyraźną różnicę pomiędzy dobrem a złem, i tego się trzymam. 
Biała Pani odłożyła książkę na stolik. Kiedyś ją skończy. Na razie był już czas, by wyruszyć w drogę.

    Roderyk  kierował powoli jednorożcami. Podchodzenie do lądowania było najtrudniejszym manewrem. Już na niego czekała. Wyprostowana i piękna stała na szczycie drzewa. Miała w oczach jakieś światło, które sprawiało, że człowiek czuł się szczęśliwszy. Niepodobna jej było znać i nie podziwiać. Choćby dlatego, że gdy na ciebie patrzyła sam sobie zdawałeś się lepszy. Pociągała do siebie ludźmi tym, co w nich było najlepsze. Na tym właśnie polegała magia Białej Pani ze Złotego Lasu. Właśnie dlatego, gdy na ciebie spojrzała, zdawałeś się sobie kimś innym. Rzeczywiście, gdy na ciebie patrzyła stawałeś się kimś innym. I tylko od ciebie zależało czy zatrzymasz to uczucie w sobie. A potem stawałeś się lepszym.
Uśmiechnęła się do niego promiennie. Odgarnęła złote loki z twarzy i schowała za szpiczastym uchem. Choć wiedział, że to niemożliwe, wydawała mu się młodsza od niego. Mógłby długo patrzeć w te oczy. Te piękne, jasne oczy, w których widział cuda. Choćby nie wiem ile się w nie wpatrywał wciąż nie wiedział. Nie potrafił powiedzieć czy szare były czy jednak może niebieskie.
http://www.vpx.pl/up/20080418/194271182d4cc752b1641f91a45225da4c3140109798.jpg
- Witaj Roderyku – nawet jej oczy się do niego śmiały. Wyciągnęła dłoń na powitanie. Zastanawiał się czy może ją uścisnąć lub ucałować. Zawahał się i w końcu ukłonił niezdarnie.
-Witaj, pani. Przywiozłem zamówione książki, lady Galadrielo.
Zaśmiała się, widząc jego zmieszanie. Dygnęła w odpowiedzi na ukłon. Zdziwił się. Poczuł wyróżniony. Wielkie bogate panie nigdy nie odpowiadały na jego ukłon. Nie był do tego przyzwyczajony.
- Nie ma potrzeby, by kłaniali mi się moi przyjaciele – rzekła jedynie i przeniosła wzrok na ksiązki.
    Spoglądał na nią z zaciekawieniem. Widział z jaką miłością patrzy na woluminy. Wiedział, że każdy wybrała sama. Specjalnie dla swojej biblioteki. Oczy jej zalśniły. Chyba nie wiedziała nawet, że uśmiecha się bezwiednie. Wreszcie jej oczy natrafiły na czarną książeczkę niewielkich rozmiarów, którą z własnej inicjatywy dorzucił do stosu. Spojrzała na niego zaciekawiona.
- Prezent – bąknął niepewnie, mnąc w dłoniach czapkę.
Wzięła książkę w dłonie. Odwróciła, okładką do przodu. Na okładce była czarodziejka w czarnej sukni z czerwoną peleryną, prowadząca na wątłym sznureczku smoka. Galadriel przejechała po niej dłonią. Roderyk z rozpaczą obserwował zmianę na jej twarzy. Światło zgasło, a ona tak strasznie posmutniała. Ponad wierzchołkami drzew spojrzała na linię horyzontu.
- Lady Galadrielo, wybacz, nie było mym zamiarem zrobienie ci choćby najmniejszej przykrości.
Drgnęła.
- Nie jest mi przykro – jeszcze raz spojrzała na okładkę, a potem na jej twarz powrócił uśmiech. – Dziękuje za prezent, Roderyku. Zrobiłeś mi naprawdę wielką przyjemność. Po prostu ta książka przypomniała mi coś… Doskonale wybrałeś. To wspaniały prezent – rzekła, podeszła do niego i przytuliła w podziękowaniu. – Choć poczęstuje cię wodą różaną, musisz być zmęczony.
    Zszedł za nią na polanę a potem zagłębili się między drzewa. Prawie nie było tu ścieżek, ale przestrzenie między drzewami zalane były słońcem. Czuł się przyjemnie. Wprowadziła go na polanę. Prawie nie wierzył, że to, co widzi na własne oczy może być prawdą, może być rzeczywiste w takim samym stopniu, jak rzeczywisty był on. Lorien, dom Galadriel, Lady of Light, był dla niego bajką.
http://frodoslegacy.com/Lorien_sm.jpg
Wprowadziła go po srebrnych schodach. Na jednym z balkonów wyczarowała stół i białe wygodne krzesło dla niego. Dla siebie zmaterializowała fotel bujany. Z srebrnego dzbana, który stał na stole nalała mu do kryształowego pucharu srebrnej wody. Rozmawiali o książkach i o kwiatach, śmiali się. Czuł się przy niej wspaniale. Każde z jej słów było jak magia. Czuł się jakby przemawiał do niego anioł. Nie uszło też jego uwadze, że wciąż ściskała książkę.


    Cały wieczór spędziła na balkonie, czytając książkę w świetle świec. Z komnat dochodziły do niej jak przez mgłę śmiechy Aryi i Undomiel. Znów się upijają, przemknęło jej przez myśl, ale natychmiast wróciła do lektury. Co jakiś czas przerywała, by spojrzeć na okładkę.
http://czytelnia.onet.pl/_i/ksiazki/a/animula_blandula.jpg
Znała czarodziejkę o złotych włosach. Czarodziejkę władającą alchemią słowa. Dawne czasy wróciły do niej jakby wszystko wydarzyło się wczoraj.
    Galadriel wiedziała, że bogowie istnieją. Bywało, że ich widywała, bywało, że z nimi rozmawiała, bywało, że tylko odczuwała ich obecność. Nigdy natomiast nie wierzyła specjalnie w znaki. Ale tym razem czuła, że ta mała czarna książeczka, Animula Blandula jest dla niej znakiem. I wtedy Lady od Light podjęła ostateczną decyzję.

    Wstała w nocy. Szybko narzuciła na siebie pelerynę. Po namyśle wsunęła do kieszeni peleryny małą czarną książeczkę. Zbiegła po schodach i po raz pierwszy od tysiącleci osiodłała Asfalot. Ostatecznie nie chciała się mocno rzucać w oczy. Czuła przez pelerynę ciężar i kształt małej książeczki. Podarował jej książkę i niechcący, zupełnie nieświadomie, zmienił wszystko. Może tak właśnie działa przeznaczenie? Wsiadła na konia i z kopyta ruszyła przed siebie. Wyjechała z Lasu i z pluskiem przegalopowała rzekę. Na chwilę zatrzymała jednorożca. Obejrzała się za siebie. Opuszczała ten las tak naprawdę po raz pierwszy w życiu. Po raz pierwszy od ośmiu tysięcy lat Biała Pani opuszczała Lorien. Namarie, szepnęła zarzucając na złote włosy kaptur A potem wyruszyła w podróż. I miała to być podróż długa. A na rozstaju dróg stanął dobry duch, by pokazać jej drogę.


Powiedz mi o czym marzysz, powiem Ci kim jesteś... Co widzisz w moich oczach?


http://gfx.filmweb.pl/ph/10/65/1065/46851.1.jpg

Offline

 

#2 2008-04-19 15:50:22

Undomiel Evenstar

Gwiazda nad Gwiazdami, Pani Zmierzchu

Zarejestrowany: 2007-09-07
Posty: 26

Re: Alchemia słowa

hmm... jest jakaś magia w tym opowiadaniu... wprowadzenie nowej postaci czyni je dodatkowo interesującym, bo chcemy poznać losy tego bohatera... ponadto Lamare opuszczająca Las... brzmi intrygująco...  Co zamierzasz Biała Pani?

Offline

 

#3 2008-04-19 18:15:50

Wampirzyca-a

Opiekunka Nocy, Trzecia Powierniczka Flakonu, Dowódca Armii Lasu

Zarejestrowany: 2007-08-13
Posty: 94

Re: Alchemia słowa

hmm....to troche zmienia szyki w moim opowiadaniu, cos wymysle


http://www.lotrplaza.com/images/ranks/L03.gifTrzecia Powierniczka Flakonu
Ta, która wie czego chce ! Miau!

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.liga-cs-5on5.pun.pl www.wxp.pun.pl www.motoryslask.pun.pl www.goodmt2.pun.pl www.narutoshippuuden1.pun.pl